Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kraków. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kraków. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 23 lutego 2014

KARMNIK (KRAKÓW) – PRAWIE JAK U MAMY


Gdzie najczęściej kupujecie jedzenie? Ja - jak pisałam przy okazji festiwalu Krakowskim Targiem - najbardziej lubię robić zakupy na lokalnym targu, a szczególnie na krakowskim Placu na Stawach (w okolicach Błoń i Kina Kijów). Mam tam zaprzyjaźnionych sprzedawców świeżych warzyw i owoców, budkę z pysznymi wędlinami oraz ulubione stoisko sprzedające domowy bundz i jajka. Na dodatek wszyscy, zarówno sprzedawcy, jak i kupujący, są znacznie życzliwiej do siebie nastawieni niż w przeciętnym hipermarkecie.


Wygłodniali po zakupach często chodzimy na obiad do pobliskiej restauracji Karmnik, gdzie panuje jeszcze milsza atmosfera niż na Placu. Lokal jest prowadzony przez jedną rodzinę, która dba o każdy szczegół: od obsługi gości, przez przygotowywanie na bieżąco świeżych potraw, po sezonową zmianę dekoracji.


Wnętrze jest niewielkie, ale bardzo schludne i przytulne. Na zdjęciach widać wystrój zimowy utrzymany w srebrach i bielach, przełamanych czerwienią rumianych jabłek. Zabawnym akcentem są pożółkłe kartki ze starej książki kucharskiej oprawionych w drewniane ramki. Jestem już ciekawa, co ta utalentowana plastycznie rodzina wymyśli na wiosnę? :)


Menu zmienia się codziennie, ale zawsze można znaleźć w nim pożywne zupy (ok. 6-8 zł), mięso z ziemniakami i zestawem surówek (ok. 15-20 zł) i chrupiące naleśniki (ok. 9-11 zł / 2 naleśniki). Czasami pojawiają się pyszne tarty (ok. 11 zł / kawałek), które są moim absolutnym faworytem. Dobre są też makarony, np. penne ze szpinakiem i kurczakiem (16 zł).


Porcje, zwłaszcza zestawy z mięsem, są naprawdę duże: kotlet na cały talerz, kopka ziemniaków i osobny talerz czterech świeżych surówek. Dlatego często bierzemy z D. jedno danie na spółkę. Najbardziej lubimy zestawy z kotletem schabowym (15 zł) i z kurczakiem grillowanym z mozzarellą i szpinakiem (16 zł). Ta ostatnia opcja jest z reguły dość słona, ale ponieważ każda porcja jest przygotowywana na bieżąco po złożeniu zamówienia, można zawsze poprosić o mniejszą ilość soli.


Wszystkie potrawy są naprawdę świeże i smaczne, prawie jak domowe. Co prawda nie wszystkie przypadły mi do gustu, np. zupa cebulowa, w której nie czułam za bardzo smaku cebuli, ale to już chyba bardziej kwestia upodobania, bo D. i osoby przy sąsiednim stoliku bardzo ją chwaliły. Do picia można zamówić kompot (3 zł), kawę albo herbatę, ale jedyne, czego mi brakuje w Karmniku, to deser. Myślę, że domowe ciasto byłoby idealnym dopełnieniem smakowitego obiadu.


Karmnik jest chyba najczęściej odwiedzaną przeze mnie krakowską restauracją – przede wszystkim ze względu smaczne jedzenie, miłą atmosferę i bardzo rozsądne ceny. Można tu zjeść śniadanie i obiad albo po prostu napić się rozgrzewającej herbaty z sokiem malinowym. Polecam wszystkim, którzy lubią polskie, domowe jedzenie i przyjazny, bezpretensjonalny klimat. Można tu przyjść z dziećmi albo psem – wszyscy będą mile widziani. :)

Plusy: smaczne jedzenie, duże porcje, sympatyczny wystrój
Minusy: czas oczekiwania (potrawy są robione dopiero po złożeniu zamówienia), niektóre dania są zbyt słone, brak deserów




Adres: ul. Senatorska 13, Kraków (Zwierzyniec)
Strona www: restauracjakarmnik.pl 
Aktualne menu na facebooku: 

środa, 12 lutego 2014

NAJLEPSZE FRANCUSKIE RESTAURACJE W KRAKOWIE


Z jakim krajem kojarzy Wam się miłość? Mi z Francją: francuską kulturą, językiem i przede wszystkim jedzeniem. Dlatego z okazji nadchodzących Walentynek przygotowałam dla Was mój subiektywny ranking francuskich restauracji w Krakowie. Po kliknieciu na podtytuły będziecie mogli przeczytać pełną recenzję każdej z restauracji. Cracovie, je t'aime! :)



Plusy: urokliwe wnętrze w stylu filmu „Amelia”, smaczna, darmowa przegryzka przed posiłkiem, pyszna zupa cebulowa
Minusy: specyficzna obsługa, smażone ślimaki ociekające tłuszczem

adres: ul. Józefińska 2, Kraków (Podgórze)



Plusy: smaczne sezonowe sałatki, pyszny fondant au chocolat (ciastko z płynną czekoladą w środku), sklepik z francuskimi produktami na miejscu
Minusy: niezbyt przytulne wnętrze, małe porcje, słaba kawa

Adres: ul. św. Tomasza 25, Kraków (Stare Miasto)



Plusy: śniadanie serwowane aż do północy, pyszne kanapki, wyśmienita kawa
Minusy: mało chrupkie pieczywo w croque-monsieur, potrafi być tam tłoczno

Adres: Plac Szczepański, Kraków




Plusy: przepyszne foie gras, miła obsługa, bardzo dobre tarty
Minusy: niezbyt wygodne krzesła, dość przeciętna zupa cebulowa

Adres: ul. Józefa 34, Kraków (Kazimierz)
Strona www: www.zaziebistro.pl

Pamiętajcie tylko, że te wszystkie restauracje są zawsze bardzo oblegane, więc radzę Wam zrobić wcześniejszą rezerwację stolika, szczególnie w Walentynki! :)



A dla tych, którzy zostają w ten wieczór w domu, polecam obejrzenie mojego ukochanego filmu „Amelia” oraz przeczytanie artykułu o jedzeniu w filmie: FILM AMELIA - JAK JEDZENIE ŁĄCZY DOBRYCH LUDZI.


I jeszcze na deser jedna z moich ulubionych francuskich piosenek o miłości. Nie jest to jednak ani Edith Piaf, ani nawet Jacques Brel (chociaż ich też uwielbiam) - tylko dość kontrowersyjna Carla Bruni. Oceńcie sami! :)






niedziela, 2 lutego 2014

ZAZIE BISTRO – MAGIA FRANCUSKIEGO JEDZENIA


O Zazie, francuskim bistro na krakowskim Kazimierzu, słyszałam wielokrotnie od moich znajomych, którzy niezależnie od siebie gorąco mi je polecali. Co ciekawe, wszyscy trzej znajomi mieli na imię Michał. Czyżby Zazie było jakimś tajnym miejscem spotkań Michałów lubiących francuską kuchnię? ;)


Po tych wszystkich pochwałach, jakie padły z ust trzech Michałów, spodziewałam się czegoś naprawdę niesamowitego, dlatego poczułam się lekko rozczarowana, że wnętrze jest tak... zwyczajne. Co prawda na ścianie znajduje się czarno-biała fototapeta z widokiem na Wieżę Eiffla, a przy drzwiach wiodących do piwnicy stoi żeliwna latarnia rodem z Narnii, jednak całość jakoś mnie nie zachwyciła, a metalowe krzesełka były wyjątkowo niewygodne. Na szczęście miła obsługa i pyszne jedzenie zrekompensowały mi wszelkie braki w estetyce i wygodzie.

Gdy zobaczyłam obszerną kartę dań, nie wiedziałam, na co się zdecydować. Kusiły mnie zwłaszcza ślimaki po burgundzku, na które na pewno będę musiała tu wrócić. Ostatecznie zdecydowałam się jednak na delikatne foie gras (tłustą gęsią wątróbkę) z plackiem z batatów (słodkich ziemniaków) podawane na carpaccio z kalarepy w porto (22 zł). Miałam pewne obawy co do tego zestawu, ale okazało się, że to niecodzienne połączenie składników było wyjątkowo smakowite. Myślę, że tylko bardzo utalentowany (i odważny) szef kuchni mógł sobie pozwolić na taki kulinarny eksperyment. Chapeau bas! :)


Zazwyczaj, gdy widzę gdzieś w menu francuską zupę cebulową, nie mogę się powstrzymać, żeby jej nie zamówić. Nie inaczej było i tym razem. Zupa w Zazie (9 zł) była dość smaczna, choć niestety daleko jej do tej, którą jadłam w La Taverne de l'Arbre Sec w Paryżu.


Moja koleżanka, Gosia, jadła bardzo dobrą tartę alzacką z boczkiem, brie, jabłkiem i czerwoną cebulą (11 zł / kawałek). A na deser wzięłyśmy na spółkę gruszkę gotowaną w białym winie z sosem migdałowym (11 zł). Sos był przepyszny i krył w sobie całe migdały (uwaga na zęby!), jednak sama gruszka była tak słodka i wygotowana, że straciła cały naturalny aromat. A szkoda, bo to danie ma ogromny potencjał.


Wystrój Zazie wydaje mi się tak neutralny, a jedzenie tak pyszne, że jest to idealna restauracja na praktycznie każdą okazję: od rodzinnego obiadu z dziećmi i psem, przez spotkanie ze znajomymi, po romantyczną randkę. Radzę tylko zrobić wcześniejszą rezerwację, bo często wszystkie stoliki są już zajęte. Jednak biorąc pod uwagę jakość ich francuskiego jedzenia, wcale się temu nie dziwię. :)

Adres: ul. Józefa 34, Kraków (Kazimierz)
Strona www: www.zaziebistro.pl


PS. A na deser francuska piosenkarka Zaz, której imię zawsze kojarzy mi się z Zazie. ;)


środa, 22 stycznia 2014

DUBLIN, KARNAWAŁ I SZTUKA – CZYLI STYCZEŃ NA MOIM BLOGU

Frans Snyders, A Banquet-piece, late 1620s
Pamiętacie, jak narzekałam, że mam bardzo pracowity grudzień? Chyba wtedy jeszcze nie wiedziałam, co mnie czeka w styczniu: kończenie zaległych projektów tłumaczeniowych i rozpoczęcie nowych, opieka nad moją pięcioletnią siostrzenicą, Małą Mi, pieczenie pierniczków, których nie zdążyłam zrobić przed Świętami, a do tego jeszcze wyjazd do Dublina. A mówi się, że na początku roku nigdy nic się nie dzieje... Na szczęście teraz już mam więcej czasu i w następnych tygodniach planuję sporo nowych rzeczy na blogu.

Frans Snyders, A Banquet-piece, late 1620s

1. Zaczęłam od zmiany tła, które teraz wydaje mi się bardziej czytelne. Co o nim sądzicie? Dla przypomnienia tak wyglądała stara wersja:


2. Oprócz kilku zaległych recenzji z bardzo fajnych restauracji (m. in. Zazie), na blogu pojawi się niedługo krótka relacja o moim weekendzie kulinarno-kulturalnym w Dublinie. Czy wiecie, z czego słynie irlandzka kuchnia? Co zrobić, żeby piwo guinness nie miało gorzkawego posmaku? Gdzie można zjeść najświeższe owoce morza? Odpowiedzi na te pytania pojawią się już w ten weekend. :)


3. Żeby nie tracić dobrego humoru, w najbliższą niedzielę (26.01.2014) w Forum Przestrzenie odbędzie się karnawałowa odsłona mojego ulubionego krakowskiego festiwalu Najedzeni Fest! O tym, jak było na jesiennej edycji możecie poczytać tutaj. Wybieracie się?



4. Tak jak zapowiadałam, w nowym roku mam zamiar poszerzyć mojego bloga o kącik kulinarno-kulturalny. Będę w nim pisać o moich ulubionych książkach, obrazach i filmach, w których pojawia się ciekawy motyw jedzenia. Mam już sporo pomysłów, ale jeżeli coś Was szczególnie interesuje, to dajcie znać, chętnie się Wami zainspiruję. :)


Pieter Brueghel the Younger, Peasant Wedding, 1620

PS. Zdjęcia obrazów zrobiłam w National Gallery of Ireland w Dublinie.

sobota, 21 grudnia 2013

WESOŁYCH ŚWIĄT + ZDJĘCIA Z GALICYJSKIEGO KIERMASZU ADWENTOWEGO


Dziękuję, że byliście ze mną w tym roku i mam nadzieję, że będziecie także w następnym. Zwłaszcza że planuję poszerzyć mojego bloga o nowy dział: jedzenie w kulturze. Więcej szczegółów zdradzę w styczniu.

A tymczasem życzę Wam wszystkim wesołych, rodzinnych i smacznych Świąt oraz szczęśliwego Nowego Roku! :)


PS. Zarzekałam się, że nie mam czasu w grudniu, więc nie pójdę już na żadne festiwale kulinarne, ale oczywiście nie wytrzymałam i wybrałam się na Galicyjski Kiermasz Adwentowy. Poniżej zamieszczam kilka fotek.





sobota, 14 grudnia 2013

ŚWIĘTO SMAKU - NOWY FESTIWAL NA KRAKOWSKIEJ MAPIE KULINARNEJ


Oto garść zdjęć z festiwalu Święto Smaku, który odbył się dzisiaj (14 XII 2013) w Starej Zajezdni na krakowskim Kazimierzu. Była to pierwsza edycja tego eventu, ale dostrzegliśmy kilku naszych starych znajomych, takich jak chociażby Hamsa Hummus and Happiness.


Spotkałam też niezwykle sympatyczną panią Chiarę z Fattorie del Duca, którą poznałam podczas jesiennego Najedzeni Fest! Wtedy razem z Cesare Candido częstowała mnie polentą, a tym razem dała nam do spróbowania przepyszne pecorino toscano tartufo, czyli owczy ser z truflami. Był to jeden z najlepszych serów, jakie do tej pory jadłam. Grazie mille! :)


Na stoisku Targ Zdrowo Domowo zaopatrzyliśmy się w bardziej swojskie sery: pyszny krowi bundz z maślanym posmakiem oraz długo dojrzewający owczy ser z wina. Chyba szykuje się kolejny wieczór z deską serów. ;)


Natomiast na stoisku U Mądrego skusiliśmy się na słynną kiełbasę lisiecką, która jest wyrabiana w tradycyjny sposób bez żadnych konserwantów i innych „polepszaczy”. Z reguły nie jadam kiełbas, bo wydają mi się za słone albo zbyt czosnkowe, ale dla licieckiej zrobię chyba wyjątek.


A na obiad kupiliśmy sobie pierogi z kapustą i grzybami oraz krokiety z Introligatorni Smaku, które okazały się całkiem niezłe, chociaż nie tak dobre jak domowe.


Jeżeli nie udało Wam się dotrzeć dzisiaj na Święto Smaku, to już jutro w Forum Przestrzenie odbędzie się Foodstock. Trwają też inne festyny, o których pisałam tutaj. Mnie tam niestety już nie będzie, ale jeżeli Wy się wybierzecie, to dajcie znać, jak było. :)

Więcej zdjęć: tutaj.


wtorek, 10 grudnia 2013

PRZEDŚWIĄTECZNE FESTIWALE KULINARNE W KRAKOWIE (GRUDZIEŃ 2013)


Jak mawiają Anglicy, it never rains but it pours, czyli jak coś się dzieje, to wszystko naraz. Przez ostatnie kilka tygodni kulinarna scena Krakowa była stosunkowo spokojna, a teraz nagle w ten sam weekend mają się odbyć aż dwa duże eventy: Festiwal Kulinarny „Święto Smaku” oraz Magiczny Foodstock.


Ponadto do Wigilii przed Galerią Krakowską trwa Galicyjski Kiermasz Adwentowy oferujący małopolskie przysmaki (i nie tylko), rękodzieło oraz zabawę na ślizgawce. Do tego trzeba dodać jeszcze liczne jarmarki skierowane głównie do turystów, roztaczające w okolicach krakowskiego Rynku charakterystyczny zapach grzańca galicyjskiego oraz smażonych oscypków. Istna plaga urodzaju. ;) Ale przynajmniej jest to świetna okazja, żeby kupić nietuzinkowe prezenty świąteczne. :)


Festiwal Kulinarny „Święto Smaku” to debiutant wśród festiwali. Bardzo intryguje mnie sama lokalizacja wydarzenia: zabytkowy budynek zajezdni tramwajowej, w którym mieści się teraz restauracja Stara Zajezdnia Kraków by DeSilva. Ciekawa też jestem, jak ten nowy festiwal poradzi sobie na kulinarnej mapie Krakowa i czym będzie się wyróżniał na tle innych podobnych imprez. Przekonamy się o tym już w tę sobotę (14.12.2013) o godz. 10.00 przy ul. Wawrzyńca 12 (Kazimierz).

strona www: tutaj



Myślę, że Foodstocku nie trzeba już chyba nikomu przestawiać. O Berlińskiej (bardzo udanej) edycji tego festiwalu pisałam już tutaj, a teraz z niecierpliwością czekam na edycję magiczno-świąteczną. Mam nadzieję, że zarówno jakość jedzenia, jak i atmosfera będą równie wspaniałe jak jesienią. Foodstock odbędzie się już tradycyjnie w Forum Przestrzenie nad Wisłą i rozpocznie się w tę niedzielę (15.12. 2013) o godz. 12.00.

strony www: tutaj i tutaj.


Ja niestety do końca grudnia jestem przytłoczona pracą (i nie jest to pieczenie pierniczków ani lepienie uszek :/), więc chyba nie uda mi się dotrzeć na wszystkie eventy. Ale mam nadzieję, że Wy pójdziecie i dacie mi znać, jak było. :)

PS. Plakaty pochodzą ze stron organizatorów, pozostałe zdjęcia zrobiłam kilka lat temu w Czechach. :)

niedziela, 8 grudnia 2013

LA PETITE FRANCE – PRAWIE JAK W PARYŻU


Po wizycie w Charlotte postanowiłam przetestować także inne francuskie knajpki w Krakowie. Zaczęłam od bistro La Petite France, które nie tylko z nazwy kojarzy mi się z naszym tegorocznym wyjazdem do Francji. Spędziliśmy wtedy ponad tydzień w Paryżu, zwiedzając wszystkie najważniejsze atrakcje typu Wersal czy Luwr, jednak najmilej wspominamy spacery po urokliwej artystycznej dzielnicy Saint-Germain-des-Prés, po której oprowadzał nas zaprzyjaźniony Francuz. W małych bistro na chodnikach wąskich uliczek siedzieli lekko zblazowani paryżanie, popijając espresso z miniaturowych filiżanek i podjadając od niechcenia francuskie przysmaki.


Tak właśnie się poczułam, gdy po powrocie do Krakowa wybraliśmy się do La Petite France, znajdującej się w stosunkowo spokojnej części ulicy św. Tomasza. Wnętrze jest bardzo minimalistyczne: ozdabiają je jedynie czarno-białe zdjęcia paryskich bistro oraz smakowicie wyeksponowane francuskie sery i przetwory. Za to przy ładnej pogodzie można usiąść przy stolikach na zewnątrz i poczuć się prawie jak w Paryżu (o ile oczywiście nie zaczepi nas jakiś swojski menel ;)).


W zmieniającym się sezonowo menu znajdują się typowo francuskie potrawy przygotowane w przeważającej mierze z oryginalnych francuskich składników. Nam najbardziej posmakowała saszetka z niebieskim serem fourme d'ambert, gruszką i bukietem sałat (17 zł) oraz sałatka z kozim serem, rukolą i malinami polana octem malinowym (21 zł). W ogóle bardzo lubię połączenie ostrych serów i słodkich owoców, zwłaszcza gdy składniki są świeże i aromatyczne. Kolację popijaliśmy białym winem muscadet (8 zł /kieliszek) oraz czerwonym bordeaux (12 zł /kieliszek).


Desery również były bardzo apetyczne (ok. 8-12 zł). Zestaw kawa + 3 małe porcje deserów pozwala spróbować obłędnej tarty cytrynowej, ciasta czekoladowego oraz niewielkiej kokilki crème brûlée. Szkoda tylko, że sama kawa nie była zbyt smaczna. A jeżeli lubicie czekoladę, nie możecie przegapić fondant au chocolat podawanego na ciepło z lodami waniliowymi (12 zł). Jest to ciasto, które ma chyba najwięcej czekolady w czekoladzie, bo kiedy przebijecie się już przez mocno kakaową skórkę, w środku czeka Was niespodzianka – gęsta, roztopiona czekolada, od której fondant wziął swoją nazwę. Uwielbiam ten deser, a wersja podawana w La Petite France należała do jednej z najlepszych, jakie jadłam.


Na miejscu jest też sklepik, w którym można kupić różne francuskie specjały. Mi bardzo posmakował dość słodki krem z kasztanów (crème de marrons) popularnej we Francji firmy Bonne Maman (czyli dobra mamusia), którym można smarować chleb lub naleśniki. Niestety, jak to bywa z markowymi produktami, ceny nie należą do najniższych...


Porcje w La Petite France są dość niewielkie, więc jest to raczej opcja na lekki lunch lub kolację niż na obfity obiad. Choć wnętrze nie jest szczególnie przytulne, myślę, że jakość jedzenia rekompensuje inne braki. Na pewno będę tu wracać, gdy ogarnie mnie tęsknota za Francją, Paryżem i mocno czekoladowymi deserami. :)

PS. Na górze strony pojawiły się kolejne zakładki. Mam nadzieję, że pomogą Wam się poruszać po moim blogu. :)



Adres: ul. św. Tomasza 25, Kraków (Stare Miasto)
Strona www: www.lapetitefrance.pl oraz facebook