Po wizycie w Charlotte postanowiłam przetestować także inne francuskie knajpki w
Krakowie. Zaczęłam od bistro La Petite France, które nie tylko z
nazwy kojarzy mi się z naszym tegorocznym wyjazdem do Francji.
Spędziliśmy wtedy ponad tydzień w Paryżu, zwiedzając wszystkie
najważniejsze atrakcje typu Wersal czy Luwr, jednak najmilej
wspominamy spacery po urokliwej artystycznej dzielnicy
Saint-Germain-des-Prés, po której oprowadzał nas zaprzyjaźniony
Francuz. W małych bistro na chodnikach wąskich uliczek siedzieli
lekko zblazowani paryżanie, popijając espresso z miniaturowych
filiżanek i podjadając od niechcenia francuskie przysmaki.
Tak właśnie się
poczułam, gdy po powrocie do Krakowa wybraliśmy się do La Petite
France, znajdującej się w stosunkowo spokojnej części ulicy św.
Tomasza. Wnętrze jest bardzo minimalistyczne: ozdabiają je jedynie
czarno-białe zdjęcia paryskich bistro oraz smakowicie wyeksponowane
francuskie sery i przetwory. Za to przy ładnej pogodzie można
usiąść przy stolikach na zewnątrz i poczuć się prawie jak w
Paryżu (o ile oczywiście nie zaczepi nas jakiś swojski menel ;)).
W zmieniającym się
sezonowo menu znajdują się typowo francuskie potrawy przygotowane w
przeważającej mierze z oryginalnych francuskich składników. Nam
najbardziej posmakowała saszetka z niebieskim serem fourme d'ambert,
gruszką i bukietem sałat (17 zł) oraz sałatka z kozim serem,
rukolą i malinami polana octem malinowym (21 zł). W ogóle bardzo
lubię połączenie ostrych serów i słodkich owoców, zwłaszcza
gdy składniki są świeże i aromatyczne. Kolację popijaliśmy białym winem muscadet (8 zł
/kieliszek) oraz czerwonym bordeaux (12 zł /kieliszek).
Desery również były bardzo apetyczne (ok. 8-12 zł). Zestaw kawa + 3 małe porcje deserów pozwala
spróbować obłędnej tarty cytrynowej, ciasta czekoladowego oraz
niewielkiej kokilki crème brûlée. Szkoda tylko, że sama kawa nie
była zbyt smaczna. A jeżeli lubicie czekoladę, nie możecie przegapić
fondant au chocolat podawanego na ciepło z lodami waniliowymi (12 zł). Jest
to ciasto, które ma chyba najwięcej czekolady w czekoladzie, bo
kiedy przebijecie się już przez mocno kakaową skórkę, w środku
czeka Was niespodzianka – gęsta, roztopiona czekolada, od której
fondant wziął swoją nazwę. Uwielbiam ten deser, a wersja podawana
w La Petite France należała do jednej z najlepszych, jakie jadłam.
Na miejscu jest też
sklepik, w którym można kupić różne francuskie specjały. Mi
bardzo posmakował dość słodki krem z kasztanów (crème de
marrons) popularnej we Francji firmy Bonne Maman (czyli dobra
mamusia), którym można smarować chleb lub naleśniki. Niestety,
jak to bywa z markowymi produktami, ceny nie należą do
najniższych...
Porcje w La Petite France
są dość niewielkie, więc jest to raczej opcja na lekki lunch lub
kolację niż na obfity obiad. Choć wnętrze nie jest szczególnie
przytulne, myślę, że jakość jedzenia rekompensuje inne braki. Na
pewno będę tu wracać, gdy ogarnie mnie tęsknota za Francją,
Paryżem i mocno czekoladowymi deserami. :)
PS. Na górze strony
pojawiły się kolejne zakładki. Mam nadzieję, że pomogą Wam się poruszać po moim blogu. :)
Adres: ul. św. Tomasza
25, Kraków (Stare Miasto)
Strona www:
www.lapetitefrance.pl oraz facebook
Witam ;)
OdpowiedzUsuńWróciłam z wycieczki po Paryżu i szukam blogów na temat, zwłaszcza kulinarnych :)
Mieszkam niedaleko Krakowa, zatem za polecenie dziękuję :)
Pozdrawiam słonecznie ;)
http://spacerem-przez-zycie.blogspot.com