Francuska restauracja
Zakładka food & wine zgodnie ze swoją nazwą znajduje się za
kładką. A dokładnie za Kładką Bernatką (tak, tak, wiem, że to
Kładka Ojca Bernatka, ale to się już tak dobrze nie rymuje :))
łączącą krakowski Kazimierz z Podgórzem.
Na początku Zakładka
zachwyciła mnie stylowym wnętrzem przypominającym mój ukochany
film, „Amelia” (o którym pisałam tutaj): czerwone
skórzane kanapy, gramofon na parapecie, figurki psów i świnek
porozstawiane na półkach, czarno-białe zdjęcia francuskich gwiazd
wiszące na ścianach. Ogólnie jest dość elegancko, ale
przytulnie. A do tego gwarno, bo znalezienie wolnego stolika bez
wcześniejszej rezerwacji graniczy z cudem.
Czekając na nasze dania, dostałyśmy niespodziewanie całkiem sycącą i smaczną przegryzkę:
kilka małych kawałków pieczywa, w tym ciepłą bułeczkę, kawałek
pasztetu i pastę z czarnych oliwek żartobliwie podane w kieliszku
od jajka.
Później postawiono
przed nami ogromne talerze zupy. Moja zupa cebulowa (9 zł) była
bardzo smaczna, gęsta i dobrze doprawiona (zdecydowanie lepsza niż
w Zazie). Natomiast krem z grzybów zamówiony przez moją
koleżankę, Mi (12 zł) był rzeczywiście bardzo grzybowy i
aromatyczny, ale komuś chyba sypnęło się trochę za dużo soli...
Po przegryzce i sycących zupach byłyśmy już zupełnie najedzone i dość zadowolone z naszej wizyty, bo - nie licząc przesolonej zupy grzybowej - wszystko do tej pory było bardzo dobre. Niestety od tego momentu wszystko zaczęło się psuć.
Po pierwsze ślimaki. Ponieważ ani ja, ani Mi nie byłyśmy zbyt głodne, postanowiłyśmy wziąć jedną porcję na spółkę, tylko na spróbowanie. Wydawało nam się, że jasno zakomunikowałyśmy to kelnerce, dlatego byłyśmy zdziwione (tym razem niezbyt pozytywnie), gdy przed każdą z nas wylądował duży talerz ze ślimakami (każdy za 28 zł). Gdy natychmiast grzecznie zwróciłyśmy uwagę na zaistniałą pomyłkę, kelnerka odburknęła, że dwa razy powtarzała nasze zamówienie i że na pewno bez problemu zjemy dwie porcje ślimaków. Nie chcąc robić sceny, zakończyłyśmy dyskusję i zaczęłyśmy jeść.
Ślimaki były podane na
przemyślnym talerzu z małymi wgłębieniami, który prezentował się bardzo dekoracyjnie. Ale to jedyna pozytywna rzecz, jaką
mogę o nich powiedzieć. Ślimaki nie dość, że były usmażone,
to jeszcze pływały w tłuszczu, który zdaniem kelnerki był
„masełkiem” z ziołami, ale dla mnie smakował bardziej jak
zwykły olej. Nie mam więc pojęcia, jak smakowały same ślimaki,
bo smak i konsystencja tłuszczu skutecznie zabiły wszelkie inne
doznania sensualne.
Po drugie obsługa. Przez
pierwszą część posiłku (do ślimaków) kelnerka była bardzo
miła, jednak potem zaczęła się robić trochę zbyt... obcesowa,
dosłownie zaglądając mi w talerz i komentując, czy wszystko
zjadłam. Myślę, że istnieje cienka linia między bezpośredniością
a nietaktem i że osoba nas obsługująca była bardzo bliska jej
przekroczenia.
Tak więc mam bardzo
mieszane odczucia co do Zakładki. Z jednej strony urokliwe wnętrze,
duże porcje, smaczna zupa cebulowa, a z drugiej - niezbyt miła
obsługa i ociekające tłuszczem ślimaki. Sama nie wiem, co mam o
tym myśleć. A co Wy sądzicie o tej restauracji?
adres: ul. Józefińska
2, Kraków (Podgórze)
strona www:
http://zakladkabistro.pl/
Już same ślimaki nie wydają mi się zbyt apetyczne, a jeszcze do tego pływające w tłuszczu... Ble!
OdpowiedzUsuńAle ja nie o tym:D Bo chciałam pochwalić lifting blogu, bardzo korzystny:)