Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kawiarnia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kawiarnia. Pokaż wszystkie posty

piątek, 30 stycznia 2015

ŚNIADANIE W KRAKOWIE – CO, GDZIE I ZA ILE?


Ostatnio znajoma zapytała mnie, gdzie można zjeść dobre śniadanie w Krakowie. Nie należę do rannych ptaszków, więc z reguły jem śniadanie albo w domu, albo nie jem go w ogóle... Dlatego gdy już wybiorę się rano na miasto, staram się zbytnio nie eksperymentować i idę do jednej z moich sprawdzonych restauracji, gdzie na pewno dostanę coś smacznego i pożywnego. Oto kilka moich ulubionych miejsc.

KOLANKO NO 6


Bufet śniadaniowy w Kolanku (zwłaszcza niedzielny) jest tak pyszny, że napisałam o nim osobny post. Za 18 zł od osoby można jeść i pić do woli. A jeżeli akurat skończą się wszystkie śniadaniowe pyszności, zawsze zostają Wam obłędne kolankowe naleśniki.

Adres: ul. Józefa 17, Kraków (Kazimierz)
Strona www: www.kolanko.net

HAMSA HUMMUS & HAPPINESS


Zestawy śniadaniowe (ok. 16-18 zł) oraz weekendowy bufet można znaleźć też w mojej ulubionej bliskowschodniej restauracji Hamsa Hummus & Happiness. Niestety jeszcze nigdy nie udało mi się tam dotrzeć w godzinach porannych, ale jeżeli ich śniadania są tak pyszne jak hummus i dania obiadowe, to koniecznie trzeba się tam wybrać.

Adres: ul. Szeroka 2, Kraków (Kazimierz)
Strona www: hamsa.pl

TRIBECA U SZOŁAYSKICH


TriBeCa w Kamienicy Szołayskich to przytulne i stosunkowo niedroga kawiarnia, w której można zaszyć się na wygodnej sofie, zjeść kanapki na ciepło (ok. 9-14 zł) i wypić pyszną kawę (ok. 8-15 zł). Idealne miejsce na zimową słotę.

Adres: Plac Szczepański 9, Kraków (Stare Miasto)

CHARLOTTE W KRAKOWIE


Zestawy śniadaniowe (ok. 11-25 zł) oraz francuskie przysmaki serwowane są w Charlotte codziennie do północy. Na takie śniadanie zdąży nawet największy śpioch. ;)

Adres: Plac Szczepański, Kraków (Stare Miasto)
Strona www: bistrocharlotte.com

DYNIA RESTO BAR


Innym moim ulubionym miejscem nie tylko śniadaniowym jest Dynia Resto Bar. Zestawy z kanapkami, omletem albo jajecznicą kosztują ok. 11 – 23 zł. Bonusem jest ukryty letni ogródek z drzewami i paprociami.

Adres: ul. Krupnicza 20, Kraków
Strona www: dynia.krakow.pl

PIEKARNIA I KAWIARNIA LAJKONIK


Dobre miejsce na szybkie śniadanie albo przekąskę na Starym Mieście. Słodkie bułki, kanapki na ciepło (ok. 4-10 zł), kawa, herbata i kakao (od 5 zł) w trzech kawiarniach: na placu Dominikańskim, na Karmelickiej i na Basztowej.

Adres: 3 piekarnie i kawiarnie w Krakowie (Stare Miasto)
Strona www: www.lajkonik-pik.pl



A Wy gdzie najchętniej jecie śniadanie na mieście? Napiszcie w komentarzach albo na facebooku, a ja chętnie sprawdzę wszystkie Wasze rekomendacje. Może to mnie wreszcie zmobilizuje do wcześniejszego wstawania? ;)

piątek, 17 października 2014

BEZGLUTENOWE PIEROGI KONTRA RÓŻOWE KRASNALE (KRAKÓW)


W ten weekend przyjechała do mnie koleżanka ze Stanów, a ja stanęłam przed kulinarną zagadką. Gdzie mogę zabrać ją w Krakowie do restauracji, które serwują dania bezglutenowe (Kathryn cierpi na nietolerancję glutenu), wegetariańskie (obie nie jemy mięsa), a do tego wszystkiego smaczne? Rozwiązanie tej zagadki znalazłam w internecie (np. tutaj i tutaj), a poniżej znajdziecie relację z naszych kulinarnych przygód.

POD BARANEM – BEZGLUTENOWE PIEROGI


Niemal każdy obcokrajowiec, który przyjeżdża do Polski, marzy o spróbowaniu pierogów, ale czy można je gdzieś znaleźć w formie bezglutenowej? Okazało się, że tak: w restauracji Pod Baranem niedaleko Wawelu, która ma swojej ofercie chyba największy wybór potraw bezglutenowych w Krakowie. Nasze pierogi ruskie (24 zł) i z kapustą i grzybami (25 zł) były pyszne, polane roztopionym masłem z cebulką i pełne smakowitego nadzienia. Efekt psuło nieco za grube, kluchowate ciasto, ale Kathryn wyjaśniła, że to może być wina bezglutenowej mąki. Ogólnie wyszłyśmy stamtąd najedzone i bardzo zadowolone.

Adres: Pod Baranem, ul. św. Gertrudy 21, Kraków (Stare Miasto)
Strona www: podbaranem.com

SHAKE & BAKE – BEZGLUTENOWE CIASTKA I SMOOTHIE


Następnego dnia na śniadanie wybrałyśmy się do kawiarni Shake & Bake w okolicach Teatru Bagatela, która serwuje bezglutenowe wypieki i koktajle. Wytrawne babeczki (z serem i oliwkami) były bardzo smaczne, ale niestety duże kryształki soli, którymi były posypane, psuły cały efekt, zmieniając babeczkę w żupy solne... Na szczęście bezglutenowe brownie z masłem orzechowym nie miały już tego mankamentu. W kawiarni towarzystwa dotrzymywały nam dwa różowe krasnoludki i różowa sarna. :)

Adres: Shake & Bake, ul. Dunajewskiego 2, Kraków (Stare Miasto)
Strona www: shakeandbake.pl

CAFE MŁYNEK – WEGE I BEZ GLUTENU


W wegetariańskiej restauracji Cafe Młynek na krakowskim Kazimierzu miałyśmy problem z wyborem, bo wszystkie bezglutenowe dania i desery wydawały nam się bardzo apetyczne. W końcu zdałyśmy się na rekomendację sympatycznej kelnerki i zamówiłyśmy chrupiące placki ziemniaczane ze śmietaną oraz dość pikantny makaron z warzywami i ostrą papryczką. Porcje były tak sycące, że z żalem zrezygnowałyśmy z deseru. Ale za to po obiedzie wypiłyśmy kawę z kardamonem i rozgrzewający napój z imbirem, siedząc w restauracyjnym ogródku z widokiem na urokliwy Plac Wolnica.

Adres: Cafe Młynek, Plac Wolnica 7, Kraków (Kazimierz)
Strona www: cafemlynek.com

KAWIARNIE


Na szczęście większość napojów serwowanych w kawiarniach jest naturalnie bezglutenowa, więc mogłyśmy bez obaw wybrać się na pyszną kawę do mojej ukochanej Mleczarni na Kazimierzu (o której pisałam tutaj) i do Forum Przestrzenie nad Wisłą (o którym o dziwo jeszcze nie pisałam, chociaż ostatnio bardzo często tam chodzę na kawę, lemoniadę i leżakowanie ;)). Wybrałyśmy się też do Domówka Cafe, gdzie popijając cydr, grałyśmy w grę „Kolejka”, która w zabawny sposób przybliża PRL-owskie realia komitetu kolejkowego. Ogólnie przyjazd Kathryn okazał się sukcesem zarówno pod względem towarzyskim, jak i kulinarnym. :)


INNE

A oto kilka innych ciekawie zapowiadających się miejsc bezglutenowych, których niestety nie zdążyłyśmy już odwiedzić:

WieloPole3 (o którym pisałam tutaj) – restauracja ze smacznymi, nietypowymi daniami wegetariańskimi, wegańskimi i bezglutenowymi, ul. Wielopole 3 (Stare Miasto)
La Manzana – bezglutenowa restauracja meksykańska, ul. Miodowa 11 (Kazimierz)
Red – bezglutenowa cukiernia, ul. Smoluchowskiego 7 (Bronowice)
Nova Krova – bezglutenowe wegetariańskie burgery, Plac Wolnica 12 (Kazimierz)

PS. Wszystkie zdjęcia w tym wpisie zostały zrobione przez Kathryn. 

niedziela, 8 grudnia 2013

LA PETITE FRANCE – PRAWIE JAK W PARYŻU


Po wizycie w Charlotte postanowiłam przetestować także inne francuskie knajpki w Krakowie. Zaczęłam od bistro La Petite France, które nie tylko z nazwy kojarzy mi się z naszym tegorocznym wyjazdem do Francji. Spędziliśmy wtedy ponad tydzień w Paryżu, zwiedzając wszystkie najważniejsze atrakcje typu Wersal czy Luwr, jednak najmilej wspominamy spacery po urokliwej artystycznej dzielnicy Saint-Germain-des-Prés, po której oprowadzał nas zaprzyjaźniony Francuz. W małych bistro na chodnikach wąskich uliczek siedzieli lekko zblazowani paryżanie, popijając espresso z miniaturowych filiżanek i podjadając od niechcenia francuskie przysmaki.


Tak właśnie się poczułam, gdy po powrocie do Krakowa wybraliśmy się do La Petite France, znajdującej się w stosunkowo spokojnej części ulicy św. Tomasza. Wnętrze jest bardzo minimalistyczne: ozdabiają je jedynie czarno-białe zdjęcia paryskich bistro oraz smakowicie wyeksponowane francuskie sery i przetwory. Za to przy ładnej pogodzie można usiąść przy stolikach na zewnątrz i poczuć się prawie jak w Paryżu (o ile oczywiście nie zaczepi nas jakiś swojski menel ;)).


W zmieniającym się sezonowo menu znajdują się typowo francuskie potrawy przygotowane w przeważającej mierze z oryginalnych francuskich składników. Nam najbardziej posmakowała saszetka z niebieskim serem fourme d'ambert, gruszką i bukietem sałat (17 zł) oraz sałatka z kozim serem, rukolą i malinami polana octem malinowym (21 zł). W ogóle bardzo lubię połączenie ostrych serów i słodkich owoców, zwłaszcza gdy składniki są świeże i aromatyczne. Kolację popijaliśmy białym winem muscadet (8 zł /kieliszek) oraz czerwonym bordeaux (12 zł /kieliszek).


Desery również były bardzo apetyczne (ok. 8-12 zł). Zestaw kawa + 3 małe porcje deserów pozwala spróbować obłędnej tarty cytrynowej, ciasta czekoladowego oraz niewielkiej kokilki crème brûlée. Szkoda tylko, że sama kawa nie była zbyt smaczna. A jeżeli lubicie czekoladę, nie możecie przegapić fondant au chocolat podawanego na ciepło z lodami waniliowymi (12 zł). Jest to ciasto, które ma chyba najwięcej czekolady w czekoladzie, bo kiedy przebijecie się już przez mocno kakaową skórkę, w środku czeka Was niespodzianka – gęsta, roztopiona czekolada, od której fondant wziął swoją nazwę. Uwielbiam ten deser, a wersja podawana w La Petite France należała do jednej z najlepszych, jakie jadłam.


Na miejscu jest też sklepik, w którym można kupić różne francuskie specjały. Mi bardzo posmakował dość słodki krem z kasztanów (crème de marrons) popularnej we Francji firmy Bonne Maman (czyli dobra mamusia), którym można smarować chleb lub naleśniki. Niestety, jak to bywa z markowymi produktami, ceny nie należą do najniższych...


Porcje w La Petite France są dość niewielkie, więc jest to raczej opcja na lekki lunch lub kolację niż na obfity obiad. Choć wnętrze nie jest szczególnie przytulne, myślę, że jakość jedzenia rekompensuje inne braki. Na pewno będę tu wracać, gdy ogarnie mnie tęsknota za Francją, Paryżem i mocno czekoladowymi deserami. :)

PS. Na górze strony pojawiły się kolejne zakładki. Mam nadzieję, że pomogą Wam się poruszać po moim blogu. :)



Adres: ul. św. Tomasza 25, Kraków (Stare Miasto)
Strona www: www.lapetitefrance.pl oraz facebook

sobota, 16 listopada 2013

KARDAMON CAFFE – PRZYTULNIE I DOMOWO


Ulica Retoryka to chyba jeden z bardziej urokliwych zaułków Krakowa. Idąc z Wawelu w stronę ulicy Piłsudskiego warto zajrzeć na tę spokojną uliczkę i spacerując po zadrzewionej alejce, przyjrzeć się bajkowym kamienicom Teodora Talowskiego. Jeden z najważniejszych architektów polskich przełomu XIX i XX wieku, Talowski stworzył tu szereg ceglanych domów o fantazyjnych kształtach i nazwach.


Do moich ulubionych należy Dom pod Śpiewającą Żabą (w którym nomen omen mieściła się kiedyś szkoła muzyczna ;)) oraz Dom pod Osłem (z kamienną głową osła wystającą ze ściany). Niektóre fasady raczą przechodniów łacińskimi mądrościami życiowymi, takimi jak: Festina lente (Spiesz się powoli) czy Faber est suae quisque fortunae (Każdy jest kowalem swego losu). Ciekawostkę stanowi fakt, że niegdyś środkiem obecnej ulicy Retoryka płynęła rzeka Rudawa (stąd tak naprawdę wzięła się ta żaba).


Nieopodal kamienic Talowskiego powstało niedawno nowe bistro – Kardamon Cafe. Choć znajduje się tak blisko zatłoczonych atrakcji turystycznych, panuje w nim spokojna, żeby nie powiedzieć leniwa, atmosfera. Któregoś wieczoru byłam na spacerze z moim psem, zacinał lodowaty deszcz, a ja byłam przeziębiona i marzyłam o kubku czegoś gorącego do picia. Nic więc dziwnego, że rzęsiście oświetlony, zielony Kardamon wydał mi się przytulną przystanią. Gdy tylko weszłam, kelnerka przyniosła miskę z wodą (dla psa) oraz gorącą, bardzo smaczną kawę latte z syropem piernikowym (dla mnie). Po ponad godzinie sączenia rozgrzewającej kawy, przeglądania regału z książkami i rozmawiania z miłą kelnerką oraz innymi gośćmi, byłyśmy gotowe wyruszyć w dalszą drogę.


Natomiast dzisiaj postanowiłam wypróbować ich lunchowe menu dnia. Cena waha się od 14 do 25 zł i obejmuje ona zupę + mięso lub rybę, dodatek (kaszę, ryż albo ziemniaki) oraz surówkę. Są też zestawy wegetariańskie (ok. 12 zł). Ja skusiłam się na zestaw klasyczny: barszcz, kurczak panierowany, ziemniaki i surówka ze świeżej marchewki.


Barszcz był bardzo smaczny, niemal jak domowy, psuły go tylko niestety ziemniaki, które smakowały jakby były wczorajsze (znacie ten charakterystyczny słodkawy smak ziemniaków trzymanych w lodówce?). Może zamiast niezbyt apetycznych ziemniaków warto byłoby dodać do niego paszteciki albo chociaż jajko na twardo?


Na szczęście ziemniaki w drugim daniu były już zupełnie świeże, podobnie jak smaczna surówka z tartej marchwi. A kotlet z kurczaka w panierce z bułki tartej okazał się absolutnym mistrzostwem – mięso było soczyste, a panierka chrupka. Spytałam potem kucharza, jaki ma sekret, ale okazało się, że przygotowuje mięso dokładnie tak jak ja, czyli obtacza w panierce z mąki, jajka i bułki, a potem smaży na średnim ogniu. Dlaczego więc jego był znacznie smaczniejszy od mojego? Na tym chyba polega różnica między mistrzem kuchni, a szarym zjadaczem kotletów. ;)


Sądzę, że jest to bardzo dobre miejsce na szybki, domowy lunch w miłej atmosferze. Można tu też zjeść śniadanie, napić się smacznej kawy, albo po prostu zaszyć w wygodnym fotelu i oddać smakowitej lekturze. Kardamon Cafe jest smaczna i rozgrzewająca - podobnie jak przyprawa, od której wzięła nazwę. :)

Adres: ul. Retoryka 19, Kraków (Stare Miasto)


piątek, 30 sierpnia 2013

CHARLOTTE W WARSZAWIE – CZY JEST TAM AŻ TAK HIPSTERSKO?

 

Ponoć najbardziej hipsterskim miejscem w Warszawie jest Plac Zbawiciela, a najbardziej hipsterskim miejscem na Placu Zbawiciela jest Charlotte. Będąc akurat w Warszawie postanowiłam to zbadać, zwłaszcza że francuska kawiarnia i piekarnia Charlotte w Krakowie wzbudziła moją niekłamaną sympatię (do poczytania tutaj).


Plac Zbawiciela to chyba jeden z bardziej urokliwych zakątków Stolicy. Nad okrągłym placem z solidną, socrealistyczną zabudową dominuje neobarokowy kościół Najświętszego Zbawiciela oraz na w pół spalona kwiatowa tęcza, która ponoć ma zostać niedługo odbudowana. :) Charlotte mieści się w jednej z kamienic z kolumnadą, pod którą urządzono przyjemny ogródek z widokiem na cały Plac. Wnętrze kawiarni jest dość surowe i industrialne, ale ożywia je ogromny, wspólny stół ozdobiony świeżymi kwiatami.

Razem z Jasmine usiadłyśmy przy jednym z nielicznych wolnych stolików pod kolumnadą i natychmiast podszedł do nas uroczy kelner. Ze swoją grzecznie zaczesaną na bok grzywką i nienagannie białą koszulą zupełnie nie przypominał hipstera. Rozglądałyśmy się dyskretnie, ale niestety nie dostrzegłyśmy nikogo stukającego na maszynie do pisania, chodzącego w ubraniach po dziadku, albo chociaż noszącego oprawki okularów bez szkieł. Poczułyśmy się tym lekko zawiedzione. ;)


Także żadna pozycja w menu nie wydała nam się szczególnie hipsterska. Miałyśmy problem, żeby wybrać tylko po jednym z francuskich specjałów, ale w końcu Jasmine zamówiła quiche z szynką i szparagami (9 zł), a ja pain perdu (dosłownie „zagubiony chleb” po francusku), czyli grzankę zanurzoną w mleku i jajku (12 zł). Quiche była bardzo dobra (tak, tak, la quiche jest rodzaju żeńskiego, też mnie to kiedyś zadziwiło ;)), a pain perdu był złocisty, chrupiący i obficie polany miodem. Mniam. :)


Popijając aromatyczną kawę, powoli traciłyśmy nadzieję na spotkanie prawdziwego hipstera, ale nagle go dostrzegłam! Miał kapelusz (czyżby po dziadku?), grube, czarne oprawki okularów, kraciastą koszulę i podwinięte do kolan sztruksowe rurki oraz znak rozpoznawczy – eleganckie, skórzane buty bez skarpetek. A więc jednak Charlotte czasami bywa siedliskiem hipsterów. Zagadka rozwiązana. :)

Adres: Plac Zbawiciela, Warszawa

PS. Na górze strony pojawiła się nowa zakładka: Spis restauracji. Mam nadzieję, że pomoże Wam się poruszać po moim blogu. Kolejne zakładki w przygotowaniu. :)

sobota, 3 sierpnia 2013

TRIBECA U SZOŁAYSKICH - KAWA W SZUFLADZIE

TriBeCa to nie tylko nazwa nowojorskiej dzielnicy, ale również sieć przymuzealnych kawiarni w Krakowie. Moją ulubioną TriBeCą jest ta na placu Szczepańskim, który ostatnimi czasy zaczął tętnić życiem dzięki nowej fontannie multimedialnej, a także nowym knajpkom (m.in. Charlotte). Kawiarnia TriBeCa u Szołayskich dobrze wpisuje się w ten nowy, dynamiczny klimat.


Najczęściej wpadam tu na kawę ze znajomymi albo szybki lunch, gdy akurat mam coś do załatwienia w okolicach Rynku. Usiąść można albo w ogródku z widokiem na plac Szczepański i Pałac Sztuki, albo na wewnętrznym patio, albo w przestronnej, chłodnej sali. Wystrój sali jest dość przyjemny, choć raczej minimalistyczny. W ciągu dnia jest tu bardzo jasno i dość spokojnie, więc często zauważam tu ludzi, którzy przyszli popracować na swoich laptopach. Jeżeli kogoś nie rozprasza kawiarniany gwar, to rzeczywiście może to być świetne miejsce do pracy.


Na drabinie z półkami leżą książki o sztuce (w różnych językach), więc czekając na zamówienie można się dokształcić historyczno-sztucznie. Zwłaszcza, że czekanie na pojawienie się obsługi jest jedną z cech charakterystycznych w tej kawiarni. Dlatego jeżeli czekanie zbytnio się przedłuża, to po prostu podchodzę do lady, żeby złożyć zamówienie albo zapłacić za rachunek. Dzięki temu unikam wielu niepotrzebnych frustracji...


Moim zdaniem największą zaletę kawiarni TriBeCa jest kawa. Niektóre kawy smakowe są trochę dla mnie za słodkie, dlatego ostatnio stawiam na klasykę, czyli latte (8-12 zł) albo cappuccino (8-12 zł). Ale dla osób nie bojących się cukru, polecam np. mrożoną kawę z lodami miętowymi (12 zł). Bardzo dobre są tu też kanapki i inne przekąski. Ostatnio jadłam tam przepyszną bagietkę na ciepło z kurczakiem, serem i mnóstwem warzyw (14 zł). Natomiast z deserami bywa różnie... Czekoladowy tort TriBeCa (12 zł) był bardzo smaczny, chociaż trochę za słodki. Natomiast ten niekształtny placek na zdjęciu poniżej to ponoć tiramisu (11 zł). Nie przypominał on w smaku żadnego innego tiramisu, które w życiu jadłam, i niestety nie jest to komplement...



Będąc w TriBeCe warto zajrzeć na wystawy Muzeum Narodowego, które znajdują się w tym samym budynku: „Zawsze Młoda! Polska sztuka około 1900” oraz „Szuflada Szymborskiej”. Ta druga wystawa nie tylko jest zupełnie darmowa, ale do tego ma interaktywną, lekko surrealistyczną formę. Pamiątki po poetce prezentowane są w szufladach, które można samemu otwierać, i tworzą coś w rodzaju kunstkamery, czyli pokoju dziwów. Kamienica Szołayskich to świetne miejsce na spędzenie popołudnia ze sztuką, Noblistką oraz kawą.


PS. A pamiętacie prześmieszne wierszyki o jedzeniu zwane „lepiejami”, które tworzyła Wisława Szymborska? :)

„Lepsza ciotka striptizerka, niż podane tu żeberka”
„Lepsza w domu świekra z zezem, niż tu jajko z majonezem”
„Lepiej mieć horyzont wąski, niż zamawiać tu zakąski”



Adres: Plac Szczepański 9, Kraków

piątek, 14 czerwca 2013

CHARLOTTE W KRAKOWIE - FRANCUSKIE PRZYSMAKI


Uwielbiam niemal wszystko, co francuskie, szczególnie język i kuchnię. Nie macie czasami wrażenia, że wszystko po francusku brzmi bardziej dystyngowanie i elegancko? Prześmieszna książka „Jak rozmawiać ze ślimakiem” wymienia nazwy potraw, które po francusku brzmią apetycznie, a w każdym innym języku - co najmniej dziwacznie, np. pain perdu to dosłownie zagubiony chleb (grzanka francuska), a foie gras to tłusta wątroba (rodzaj pasztetu). Nic więc dziwnego, że Francuzi jedzą wiele na pozór niejadalnych rzeczy - wystarczy, że nadadzą im odpowiednią nazwę i voilà! :)



Zwabiona francuskością lokalu wybrałam się do Charlotte razem z moją koleżanką, która pisze bardzo fajnego bloga o gotowaniu. Ponoć warszawska Charlotte na placu Zbawiciela ma opinię „lansiarskiej” i „hipsterskiej”, ale w jej krakowskiej fillii nie zaobserwowałyśmy niczego podobnego. Było sympatycznie i swobodnie. Usiadłyśmy na stołkach barowych przy wielkiej witrynie niedaleko wejścia. Stołki okazały się strasznie niewygodne, ale przynajmniej miałyśmy świetny widok na plac Szczepański i ogródek piwny przed lokalem. Wolne miejsca były też na antresoli i w głębi lokalu w dużej sali o dość industrialnym wystroju, ale nie chciało nam się już przesiadać.


Zamówiłyśmy quiche (rodzaj tarty) ze szparagami i croque-madame (17 zł), czyli dosłownie chrupiącą panią. Croque-madame to grillowany tost z wędliną i żółtym serem, wzbogacony o jajko sadzone. I właśnie to jajko odróżnia madame od jej uboższego krewnego, croque-monsieur, czyli chrupiącego pana. Mój tost miał bardzo smaczną wkładkę w postaci pieczonego indyka i sera Gruyère, ale miał też jedną podstawową wadę: nie chrupał. Słabo zapieczony chleb ciągnął się niczym guma i niestety psuł cały efekt.


Danie główne popijałyśmy wyśmienitą (i niedrogą) lemoniadą firmową (4,50 zł), a na deser wzięłyśmy gorącą czekoladę (9 zł), która konsystencją przypominała raczej kakao, ale i tak była bardzo smaczna i aromatyczna. A na zakończenie miłego wieczoru postanowiłyśmy uraczyć się kieliszkiem białego wina, dzięki czemu poczułyśmy się już jak rasowe Francuzki. :)


Myślę, że Charlotte to fajne miejsce na samotny posiłek, albo wypad ze znajomymi. Ponieważ zestawy śniadaniowe serwowane są aż do 23.00, nie trzeba się martwić wczesnym wstawaniem. Obsługa dość miła, ale prawie w ogóle nie podchodziła do naszego stolika, więc musiałyśmy składać wszystkie zamówienia przy kasie. Na szczęście nie miałyśmy daleko. ;) Największym plusem są francuskie przysmaki (choć jak widać, nad niektórymi trzeba jeszcze popracować) oraz świetna lokalizacja na urokliwym placu Szczepańskim. 

Chcesz obejrzeć więcej zdjęć? Kliknij tutaj!

Read it in English! :)


Adres: Plac Szczepański, Kraków

PS. Na deser proponuję surrealistyczną lekcję francuskiego w piosence. ;)