Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pizza. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pizza. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 19 czerwca 2014

MOJE RZYMSKIE WAKACJE CZĘŚĆ 1: BAROK CONTRA PIZZA


Zapraszam na pierwszą część moich kulinarno-kulturalnych przygód 
w Rzymie. Część drugą można przeczytać tutaj.


Bardzo lubię Włochy i włoskie jedzenie, ale dopiero w tym roku po raz pierwszy miałam okazję odwiedzić Rzym. Przybyłam, zobaczyłam i... zakochałam się bez pamięci. Rzym okazał się jeszcze piękniejszy i bardziej przyjazny niż się spodziewałam. A oto kilka rzeczy, które odkryłam podczas moich rzymskich wakacji.


W Rzymie mogę żywić się wyłącznie sztuką. Przed wyjazdem miałam ambitne plany odwiedzenia jak największej liczby knajpek i kafejek, ale na miejscu okazało się zwiedzanie barokowych kościołów i placów wciągnęło mnie tak bardzo, że nie czułam wcale głodu. No prawie wcale...


Gdy w końcu udało mi się oderwać od podziwiania artystycznego pojedynku dwóch barokowych gigantów – Berniniego i Borrominiego – z przyjemnością poszłam na sycący włoski obiad w Gallo Matto (dosłownie „Szalony kogut”) w okolicach Bazyliki Santa Maria Maggiore. Wnętrze restauracji wygląda, jakby rzeczywiście zaprojektował je szalony kurak, ale jedzenie było całkiem smaczne.


Ze wszystkich potraw, które pojawiły się na naszym stole, najbardziej smakowały mi moje ravioli z serem ricotta polane sosem serowym. Ponieważ w restauracji panuje naprawdę swobodna, żeby nie powiedzieć familiarna atmosfera, mogłam osobiście pogratulować kunsztu kulinarnego kucharzowi Marco, który siedział przy sąsiednim stoliku ze swoją rodziną i znajomymi, zaśmiewając się w głos i mocno gestykulując. Czy jest coś bardziej stereotypowo włoskiego? :)


W Gallo Matto przekonałam się także na własnej skórze, że Włosi kochają ser i kobiety. A już zwłaszcza kobiety, które lubią ser. Gdy wyznałam kelnerowi: „I love ricotta”, on odparł bez zastanowienia: „And I love you!” Bojąc się kolejnych wyznań, na wszelki wypadek nie przyznałam się mu, że lubię też mozzarellę i pecorino romano. ;)


W Rzymie najbardziej obawiałam się dzikich tłumów turystów. I rzeczywiście tłumy były, ale tylko na głównych szlakach turystycznych. Ludzie niczym lemingi tłoczyli się przed Fontanną di Trevi czy Panteonem, ale wystarczyło zejść w którąś z bocznych uliczek, żeby znaleźć się sam na sam ze sztuką. W jednej z takich uliczek w okolicach Piazza Navona odkryłyśmy Pizzerię Il Corallo.


Moje towarzyszki podróży były zdziwione, że rzymska pizza jest płaska jak naleśnik i nie przypomina za bardzo potraw serwowanych w polskich pizzeriach. Ja jednak wiedziałam, czego mogę się spodziewać, więc z przyjemnością spałaszowałam nawet focaccię, czyli samo ciasto na pizzę bez dodatków, które suto polewałam świeżą oliwą. Wszystkie składniki były bardzo świeże i aromatyczne (po raz pierwszy jadłam karczocha, który mi choć trochę smakował), a obsługa (na zdjęciu poniżej) – przemiła. Ale na szczęście tym razem nikt nie wyznał mi już miłości. ;)

Część druga: link.

Restauracja Gallo Matto, Via Cavour 107, Rzym, Włochy, www
Pizzeria Il Corallo, Via del Corallo 10/11, 00188 Rzym, Włochy, www

czwartek, 23 maja 2013

MIĘTA RESTO BAR - POCZUJ MIĘTĘ


Restauracje i kafejki, do których chodzę, można podzielić na trzy kategorie. Takie, do których pójdę raz i stwierdzam, że moja noga już więcej w nich nie postanie - o tych lokalach w ogóle nie piszę na blogu, bo nie mam ochoty zamienić się w panią Magdę G. ;) Takie, które odwiedzę raz czy dwa i - choć mi się podobają - nie staję się ich stałych bywalcem. I takie, do których wracam jak bumerang.


Mięta Resto Bar stanowczo należy do tej ostatniej kategorii. Ta śródziemnomorska restauracja znajduje się prawie dokładnie naprzeciwko Dyni, o której pisałam tutaj. Ale podczas gdy do Dyni wpadam na szybką kawę albo ploty ze znajomymi, to do Mięty wybieramy się trochę bardziej od święta, np. żeby urządzić urodziny.


Miętę zaintrygowała mnie, zanim nawet jeszcze została otwarta. Kilka lat temu chadzając do biblioteki na ul. Rajskiej, zastanawiałam się, co powstanie w starym, zaniedbanym budynku z pięknym kolumnowym gankiem. Z zainteresowaniem obserwowałam toczący się remont, a moją uwagę zwróciły liście mięty namalowane na bramie prowadzącej do ogródka. Nic więc dziwnego, że wybrałam się do Mięty tuż po jej otwarciu. 
 

Początkowo jedzenie było smaczne, choć bez rewelacji, więc przychodziliśmy tam głównie dla wnętrza i klimatu tworzonego przez stare meble oraz smakowite zdjęcia wiszące na ścianach. Na szczęście po jakimś czasie jakość potraw bardzo się poprawiła, więc teraz chodzimy tam skuszeni różnymi śródziemnomorskimi przysmakami. Moją ulubioną potrawą są pierogi z gruszkami i serem pleśniowym popijane limoncello (włoskim likierem cytrynowym), natomiast Jul zagustowała we wrapach z kurczakiem. Inne potrawy też (zazwyczaj) były bardzo smaczne.


Mięta jest świetnym miejscem na niewielką imprezę, spotkanie ze znajomymi albo randkę. W lecie można usiąść w nastrojowym ogródku z widokiem na zabytkowy Dom Mehoffera. Większość potraw serwowanych w lokalu udekorowana jest gałązką tytułowej mięty, która w starożytnej Grecji była symbolem gościnności. Nic więc dziwnego, że czuję prawdziwą miętę do Mięty. :)

Aby zobaczyć więcej zdjęć, kliknij tutaj!
English version 


Adres: ul. Krupnicza 19a, Kraków

niedziela, 12 lutego 2012

MAMMA MIA PO WŁOSKU

Włoską trattorię Mamma Mia poznałam dzięki moim znajomym J&J, którzy przychodzą tu świętować ważne wydarzenia w ich życiu. Przyjazna atmosfera, miła obsługa oraz włoskie dania w przystępnej cenie sprawiają, że jest to świetne miejsce na trochę bardziej uroczysty obiad albo randkę.


Restauracja mieści się w dwóch salach: frontowej (wejście od ulicy Karmelickiej) i głównej (wejście od podwórka). Sala główna jest nie tylko większa, ale ma też bardziej elegancki wystrój i przyjemniejszy klimat. Na nieotynkowanych, ceglanych ścianach wiszą stylowe zdjęcia z Włoch, a opalany drewnem piec do pizzy ociepla atmosferę (w przenośni i dosłownie). Uwagę przyciąga biblioteczka, na której wyeksponowano butelki win. Niestety wrażenie przytulności i elegancji psują trochę metalowe rury pod sufitem oraz zszarzałe obrusy na stołach.


Ze wszystkich potraw, które próbowałam w Mamma Mia, zdecydowanie najbardziej smakowała mi pizza. Pizza Napoli (25,50 zł), którą zamówiłam, miała cienkie, chrupiące ciasto i świeże dodatki. Także lekko przypalony calzone (24 zł), czyli rodzaj dużego pieroga zrobionego z ciasta na pizzę i wypełnionego serem, warzywami, albo mięsem, okazał się bardzo smakowity. 

 

Podczas jednej z wizyt w Mamma Mia postanowiłam spróbować nietypowego deseru i zamówiłam ciasto z sera ricotta z sosem figowym i orzeszkami piniowymi (9,50 zł). Rzeczywiście było to nietypowe danie... Od tej pory zawsze zamawiam coś bardziej tradycyjnego, jak tiramisu albo panna cotta. Pyszne tiramisu z Mamma Mia zainspirowało mnie do własnych eksperymentów kulinarnych. Polecam przepis na tiramisu z Kwestii Smaku, który jest bardzo prosty, ale efektowny.

 
Dzięki przyjaznej atmosferze Mamma Mia jest wyśmienitym miejscem na obiad rodzinny (dostępne są krzesełka dla małych dzieci). Można też wybrać jeden z bardziej kameralnych stolików i poczuć się jak na randce w romantycznej Italii. Ponieważ Mamma Mia jest jedną z najbardziej popularnych włoskich restauracji w Krakowie, radzę zamówić stolik dzień wcześniej. 

 
Adres: ul. Karmelicka 14, Kraków