Zapraszam na
pierwszą część moich kulinarno-kulturalnych przygód
w Rzymie.
Część drugą można przeczytać tutaj.
Bardzo lubię
Włochy i włoskie jedzenie, ale dopiero w tym roku po raz
pierwszy miałam okazję odwiedzić Rzym. Przybyłam, zobaczyłam
i... zakochałam się bez pamięci. Rzym okazał się jeszcze
piękniejszy i bardziej przyjazny niż się spodziewałam. A oto
kilka rzeczy, które odkryłam podczas moich rzymskich wakacji.
W Rzymie
mogę żywić się wyłącznie sztuką. Przed wyjazdem miałam
ambitne plany odwiedzenia jak największej liczby knajpek i kafejek,
ale na miejscu okazało się zwiedzanie barokowych kościołów i
placów wciągnęło mnie tak bardzo, że nie czułam wcale głodu.
No prawie wcale...
Gdy w końcu
udało mi się oderwać od podziwiania artystycznego pojedynku dwóch barokowych
gigantów – Berniniego i Borrominiego – z przyjemnością poszłam
na sycący włoski obiad w Gallo Matto (dosłownie „Szalony
kogut”) w okolicach Bazyliki Santa Maria Maggiore. Wnętrze
restauracji wygląda, jakby rzeczywiście zaprojektował je szalony
kurak, ale jedzenie było całkiem smaczne.
Ze
wszystkich potraw, które pojawiły się na naszym stole, najbardziej
smakowały mi moje ravioli z serem ricotta polane sosem serowym.
Ponieważ w restauracji panuje naprawdę swobodna, żeby nie
powiedzieć familiarna atmosfera, mogłam osobiście pogratulować
kunsztu kulinarnego kucharzowi Marco, który siedział przy sąsiednim
stoliku ze swoją rodziną i znajomymi, zaśmiewając się w głos i
mocno gestykulując. Czy jest coś bardziej stereotypowo włoskiego?
:)
W Gallo
Matto przekonałam się także na własnej skórze, że Włosi
kochają ser i kobiety. A już zwłaszcza kobiety, które lubią ser. Gdy wyznałam kelnerowi: „I love ricotta”, on odparł bez
zastanowienia: „And I love you!”
Bojąc się kolejnych wyznań, na wszelki wypadek nie przyznałam się
mu, że lubię też mozzarellę i pecorino romano. ;)
W
Rzymie najbardziej obawiałam się dzikich tłumów turystów. I
rzeczywiście tłumy były, ale tylko na głównych szlakach
turystycznych. Ludzie niczym lemingi tłoczyli się przed Fontanną
di Trevi czy Panteonem, ale wystarczyło zejść w którąś z
bocznych uliczek, żeby znaleźć się sam na sam ze sztuką. W
jednej z takich uliczek w okolicach Piazza Navona odkryłyśmy
Pizzerię Il Corallo.
Moje
towarzyszki podróży były zdziwione, że rzymska pizza jest płaska
jak naleśnik i nie przypomina za bardzo potraw serwowanych w
polskich pizzeriach. Ja jednak wiedziałam, czego mogę się
spodziewać, więc z przyjemnością spałaszowałam nawet focaccię,
czyli samo ciasto na pizzę bez dodatków, które suto polewałam
świeżą oliwą. Wszystkie składniki były bardzo świeże i
aromatyczne (po raz pierwszy jadłam karczocha, który mi choć
trochę smakował), a obsługa (na zdjęciu poniżej) – przemiła. Ale na
szczęście tym razem nikt nie wyznał mi już miłości. ;)
Część druga: link.
Restauracja
Gallo Matto, Via Cavour 107, Rzym, Włochy,
www
Pizzeria
Il Corallo, Via del Corallo 10/11, 00188 Rzym, Włochy,
www