Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kazimierz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kazimierz. Pokaż wszystkie posty

piątek, 30 stycznia 2015

ŚNIADANIE W KRAKOWIE – CO, GDZIE I ZA ILE?


Ostatnio znajoma zapytała mnie, gdzie można zjeść dobre śniadanie w Krakowie. Nie należę do rannych ptaszków, więc z reguły jem śniadanie albo w domu, albo nie jem go w ogóle... Dlatego gdy już wybiorę się rano na miasto, staram się zbytnio nie eksperymentować i idę do jednej z moich sprawdzonych restauracji, gdzie na pewno dostanę coś smacznego i pożywnego. Oto kilka moich ulubionych miejsc.

KOLANKO NO 6


Bufet śniadaniowy w Kolanku (zwłaszcza niedzielny) jest tak pyszny, że napisałam o nim osobny post. Za 18 zł od osoby można jeść i pić do woli. A jeżeli akurat skończą się wszystkie śniadaniowe pyszności, zawsze zostają Wam obłędne kolankowe naleśniki.

Adres: ul. Józefa 17, Kraków (Kazimierz)
Strona www: www.kolanko.net

HAMSA HUMMUS & HAPPINESS


Zestawy śniadaniowe (ok. 16-18 zł) oraz weekendowy bufet można znaleźć też w mojej ulubionej bliskowschodniej restauracji Hamsa Hummus & Happiness. Niestety jeszcze nigdy nie udało mi się tam dotrzeć w godzinach porannych, ale jeżeli ich śniadania są tak pyszne jak hummus i dania obiadowe, to koniecznie trzeba się tam wybrać.

Adres: ul. Szeroka 2, Kraków (Kazimierz)
Strona www: hamsa.pl

TRIBECA U SZOŁAYSKICH


TriBeCa w Kamienicy Szołayskich to przytulne i stosunkowo niedroga kawiarnia, w której można zaszyć się na wygodnej sofie, zjeść kanapki na ciepło (ok. 9-14 zł) i wypić pyszną kawę (ok. 8-15 zł). Idealne miejsce na zimową słotę.

Adres: Plac Szczepański 9, Kraków (Stare Miasto)

CHARLOTTE W KRAKOWIE


Zestawy śniadaniowe (ok. 11-25 zł) oraz francuskie przysmaki serwowane są w Charlotte codziennie do północy. Na takie śniadanie zdąży nawet największy śpioch. ;)

Adres: Plac Szczepański, Kraków (Stare Miasto)
Strona www: bistrocharlotte.com

DYNIA RESTO BAR


Innym moim ulubionym miejscem nie tylko śniadaniowym jest Dynia Resto Bar. Zestawy z kanapkami, omletem albo jajecznicą kosztują ok. 11 – 23 zł. Bonusem jest ukryty letni ogródek z drzewami i paprociami.

Adres: ul. Krupnicza 20, Kraków
Strona www: dynia.krakow.pl

PIEKARNIA I KAWIARNIA LAJKONIK


Dobre miejsce na szybkie śniadanie albo przekąskę na Starym Mieście. Słodkie bułki, kanapki na ciepło (ok. 4-10 zł), kawa, herbata i kakao (od 5 zł) w trzech kawiarniach: na placu Dominikańskim, na Karmelickiej i na Basztowej.

Adres: 3 piekarnie i kawiarnie w Krakowie (Stare Miasto)
Strona www: www.lajkonik-pik.pl



A Wy gdzie najchętniej jecie śniadanie na mieście? Napiszcie w komentarzach albo na facebooku, a ja chętnie sprawdzę wszystkie Wasze rekomendacje. Może to mnie wreszcie zmobilizuje do wcześniejszego wstawania? ;)

piątek, 17 października 2014

BEZGLUTENOWE PIEROGI KONTRA RÓŻOWE KRASNALE (KRAKÓW)


W ten weekend przyjechała do mnie koleżanka ze Stanów, a ja stanęłam przed kulinarną zagadką. Gdzie mogę zabrać ją w Krakowie do restauracji, które serwują dania bezglutenowe (Kathryn cierpi na nietolerancję glutenu), wegetariańskie (obie nie jemy mięsa), a do tego wszystkiego smaczne? Rozwiązanie tej zagadki znalazłam w internecie (np. tutaj i tutaj), a poniżej znajdziecie relację z naszych kulinarnych przygód.

POD BARANEM – BEZGLUTENOWE PIEROGI


Niemal każdy obcokrajowiec, który przyjeżdża do Polski, marzy o spróbowaniu pierogów, ale czy można je gdzieś znaleźć w formie bezglutenowej? Okazało się, że tak: w restauracji Pod Baranem niedaleko Wawelu, która ma swojej ofercie chyba największy wybór potraw bezglutenowych w Krakowie. Nasze pierogi ruskie (24 zł) i z kapustą i grzybami (25 zł) były pyszne, polane roztopionym masłem z cebulką i pełne smakowitego nadzienia. Efekt psuło nieco za grube, kluchowate ciasto, ale Kathryn wyjaśniła, że to może być wina bezglutenowej mąki. Ogólnie wyszłyśmy stamtąd najedzone i bardzo zadowolone.

Adres: Pod Baranem, ul. św. Gertrudy 21, Kraków (Stare Miasto)
Strona www: podbaranem.com

SHAKE & BAKE – BEZGLUTENOWE CIASTKA I SMOOTHIE


Następnego dnia na śniadanie wybrałyśmy się do kawiarni Shake & Bake w okolicach Teatru Bagatela, która serwuje bezglutenowe wypieki i koktajle. Wytrawne babeczki (z serem i oliwkami) były bardzo smaczne, ale niestety duże kryształki soli, którymi były posypane, psuły cały efekt, zmieniając babeczkę w żupy solne... Na szczęście bezglutenowe brownie z masłem orzechowym nie miały już tego mankamentu. W kawiarni towarzystwa dotrzymywały nam dwa różowe krasnoludki i różowa sarna. :)

Adres: Shake & Bake, ul. Dunajewskiego 2, Kraków (Stare Miasto)
Strona www: shakeandbake.pl

CAFE MŁYNEK – WEGE I BEZ GLUTENU


W wegetariańskiej restauracji Cafe Młynek na krakowskim Kazimierzu miałyśmy problem z wyborem, bo wszystkie bezglutenowe dania i desery wydawały nam się bardzo apetyczne. W końcu zdałyśmy się na rekomendację sympatycznej kelnerki i zamówiłyśmy chrupiące placki ziemniaczane ze śmietaną oraz dość pikantny makaron z warzywami i ostrą papryczką. Porcje były tak sycące, że z żalem zrezygnowałyśmy z deseru. Ale za to po obiedzie wypiłyśmy kawę z kardamonem i rozgrzewający napój z imbirem, siedząc w restauracyjnym ogródku z widokiem na urokliwy Plac Wolnica.

Adres: Cafe Młynek, Plac Wolnica 7, Kraków (Kazimierz)
Strona www: cafemlynek.com

KAWIARNIE


Na szczęście większość napojów serwowanych w kawiarniach jest naturalnie bezglutenowa, więc mogłyśmy bez obaw wybrać się na pyszną kawę do mojej ukochanej Mleczarni na Kazimierzu (o której pisałam tutaj) i do Forum Przestrzenie nad Wisłą (o którym o dziwo jeszcze nie pisałam, chociaż ostatnio bardzo często tam chodzę na kawę, lemoniadę i leżakowanie ;)). Wybrałyśmy się też do Domówka Cafe, gdzie popijając cydr, grałyśmy w grę „Kolejka”, która w zabawny sposób przybliża PRL-owskie realia komitetu kolejkowego. Ogólnie przyjazd Kathryn okazał się sukcesem zarówno pod względem towarzyskim, jak i kulinarnym. :)


INNE

A oto kilka innych ciekawie zapowiadających się miejsc bezglutenowych, których niestety nie zdążyłyśmy już odwiedzić:

WieloPole3 (o którym pisałam tutaj) – restauracja ze smacznymi, nietypowymi daniami wegetariańskimi, wegańskimi i bezglutenowymi, ul. Wielopole 3 (Stare Miasto)
La Manzana – bezglutenowa restauracja meksykańska, ul. Miodowa 11 (Kazimierz)
Red – bezglutenowa cukiernia, ul. Smoluchowskiego 7 (Bronowice)
Nova Krova – bezglutenowe wegetariańskie burgery, Plac Wolnica 12 (Kazimierz)

PS. Wszystkie zdjęcia w tym wpisie zostały zrobione przez Kathryn. 

niedziela, 2 lutego 2014

ZAZIE BISTRO – MAGIA FRANCUSKIEGO JEDZENIA


O Zazie, francuskim bistro na krakowskim Kazimierzu, słyszałam wielokrotnie od moich znajomych, którzy niezależnie od siebie gorąco mi je polecali. Co ciekawe, wszyscy trzej znajomi mieli na imię Michał. Czyżby Zazie było jakimś tajnym miejscem spotkań Michałów lubiących francuską kuchnię? ;)


Po tych wszystkich pochwałach, jakie padły z ust trzech Michałów, spodziewałam się czegoś naprawdę niesamowitego, dlatego poczułam się lekko rozczarowana, że wnętrze jest tak... zwyczajne. Co prawda na ścianie znajduje się czarno-biała fototapeta z widokiem na Wieżę Eiffla, a przy drzwiach wiodących do piwnicy stoi żeliwna latarnia rodem z Narnii, jednak całość jakoś mnie nie zachwyciła, a metalowe krzesełka były wyjątkowo niewygodne. Na szczęście miła obsługa i pyszne jedzenie zrekompensowały mi wszelkie braki w estetyce i wygodzie.

Gdy zobaczyłam obszerną kartę dań, nie wiedziałam, na co się zdecydować. Kusiły mnie zwłaszcza ślimaki po burgundzku, na które na pewno będę musiała tu wrócić. Ostatecznie zdecydowałam się jednak na delikatne foie gras (tłustą gęsią wątróbkę) z plackiem z batatów (słodkich ziemniaków) podawane na carpaccio z kalarepy w porto (22 zł). Miałam pewne obawy co do tego zestawu, ale okazało się, że to niecodzienne połączenie składników było wyjątkowo smakowite. Myślę, że tylko bardzo utalentowany (i odważny) szef kuchni mógł sobie pozwolić na taki kulinarny eksperyment. Chapeau bas! :)


Zazwyczaj, gdy widzę gdzieś w menu francuską zupę cebulową, nie mogę się powstrzymać, żeby jej nie zamówić. Nie inaczej było i tym razem. Zupa w Zazie (9 zł) była dość smaczna, choć niestety daleko jej do tej, którą jadłam w La Taverne de l'Arbre Sec w Paryżu.


Moja koleżanka, Gosia, jadła bardzo dobrą tartę alzacką z boczkiem, brie, jabłkiem i czerwoną cebulą (11 zł / kawałek). A na deser wzięłyśmy na spółkę gruszkę gotowaną w białym winie z sosem migdałowym (11 zł). Sos był przepyszny i krył w sobie całe migdały (uwaga na zęby!), jednak sama gruszka była tak słodka i wygotowana, że straciła cały naturalny aromat. A szkoda, bo to danie ma ogromny potencjał.


Wystrój Zazie wydaje mi się tak neutralny, a jedzenie tak pyszne, że jest to idealna restauracja na praktycznie każdą okazję: od rodzinnego obiadu z dziećmi i psem, przez spotkanie ze znajomymi, po romantyczną randkę. Radzę tylko zrobić wcześniejszą rezerwację, bo często wszystkie stoliki są już zajęte. Jednak biorąc pod uwagę jakość ich francuskiego jedzenia, wcale się temu nie dziwię. :)

Adres: ul. Józefa 34, Kraków (Kazimierz)
Strona www: www.zaziebistro.pl


PS. A na deser francuska piosenkarka Zaz, której imię zawsze kojarzy mi się z Zazie. ;)


sobota, 14 grudnia 2013

ŚWIĘTO SMAKU - NOWY FESTIWAL NA KRAKOWSKIEJ MAPIE KULINARNEJ


Oto garść zdjęć z festiwalu Święto Smaku, który odbył się dzisiaj (14 XII 2013) w Starej Zajezdni na krakowskim Kazimierzu. Była to pierwsza edycja tego eventu, ale dostrzegliśmy kilku naszych starych znajomych, takich jak chociażby Hamsa Hummus and Happiness.


Spotkałam też niezwykle sympatyczną panią Chiarę z Fattorie del Duca, którą poznałam podczas jesiennego Najedzeni Fest! Wtedy razem z Cesare Candido częstowała mnie polentą, a tym razem dała nam do spróbowania przepyszne pecorino toscano tartufo, czyli owczy ser z truflami. Był to jeden z najlepszych serów, jakie do tej pory jadłam. Grazie mille! :)


Na stoisku Targ Zdrowo Domowo zaopatrzyliśmy się w bardziej swojskie sery: pyszny krowi bundz z maślanym posmakiem oraz długo dojrzewający owczy ser z wina. Chyba szykuje się kolejny wieczór z deską serów. ;)


Natomiast na stoisku U Mądrego skusiliśmy się na słynną kiełbasę lisiecką, która jest wyrabiana w tradycyjny sposób bez żadnych konserwantów i innych „polepszaczy”. Z reguły nie jadam kiełbas, bo wydają mi się za słone albo zbyt czosnkowe, ale dla licieckiej zrobię chyba wyjątek.


A na obiad kupiliśmy sobie pierogi z kapustą i grzybami oraz krokiety z Introligatorni Smaku, które okazały się całkiem niezłe, chociaż nie tak dobre jak domowe.


Jeżeli nie udało Wam się dotrzeć dzisiaj na Święto Smaku, to już jutro w Forum Przestrzenie odbędzie się Foodstock. Trwają też inne festyny, o których pisałam tutaj. Mnie tam niestety już nie będzie, ale jeżeli Wy się wybierzecie, to dajcie znać, jak było. :)

Więcej zdjęć: tutaj.


środa, 27 listopada 2013

HAMSA HUMMUS & HAPPINESS – ROZGRZEWAJĄCO I AROMATYCZNIE


Na HAMSA hummus & happiness israeli restobar zwróciłam uwagę podczas wielu festiwali kulinarnych tego lata, ponieważ do ich stoiska zawsze ustawiała się najdłuższa kolejka. Zaciekawiona ich festiwalową popularnością, postanowiłam wybrać się na krakowski Kazimierz, żeby samej przekonać się, na czym polega fenomen tej nowoczesnej izraelskiej restauracji.


Było deszczowe niedzielne popołudnie w listopadzie, ale ku naszemu zdziwieniu lokal był prawie całkiem zapełniony, zarówno przez krakowian, jak i zagranicznych turystów, a atmosfera panowała zupełnie niejesienna. Jasne wnętrze utrzymane jest w bielach i błękitach, które ożywia bujna zieleń we wnękach okiennych oraz kolorowe zdjęcia współczesnego Tel Awiwu wiszące na ścianach. W powietrzu unosiła się energiczna izraelska muzyka, przypominająca skrzyżowanie folk i rocka, oraz nieco duszny zapach jedzenia i orientalnych przypraw (na szczęście później kelnerka otworzyła szeroko okna).


Dla osób niewtajemniczonych nazwy potraw w menu mogą brzmieć dość egzotycznie i enigmatycznie, ale na szczęście uprzejma obsługa cierpliwie wszystko wyjaśnia. Na początek wzięliśmy zestaw 3 mezze (czyli przystawek i dipów), podawany w tak zwanej „łapie” (34,80 zł). Do każdego zestawu podawane są trzy rodzaje pieczywa: manakish, laffa i pita. Mi najbardziej smakował manakish posypany przyprawami, ale pozostałe dwa też były całkiem niezłe. Podobało mi się, że sami mogliśmy skomponować swoją „łapę”, chociaż mieliśmy problem z wyborem, bo wszystko wydawało nam się warte spróbowania.




W końcu zdecydowaliśmy się na flagowe danie restauracji, czyli hummus, a do tego baba ganoush oraz marynowany biały ser labneh w za'atarze, czyli mieszance tymianku, oregano i innych ziół. Hummus to pasta z ciecierzycy oraz tahini (zmielonych ziaren sezamu) z dodatkiem czosnku i soku z cytryny. Hummus można łączyć z wieloma dodatkami, my skusiliśmy się na owoc granatu i orzeszki pinii, które świetnie podkreślały jego smak, ale go nie zagłuszały. Sezamowa pasta tahini – w połączeniu z pieczonym bakłażanem – stanowi bazę także dla baba ganoush, która była znacznie delikatniejsza od hummusu. Obie pasty tak mi posmakowały, że postanowiłam włączyć je do mojego domowego jadłospisu, zwłaszcza że nie są bardzo trudne do zrobienia. Natomiast ser labneh z naturalnego jogurtu wydał mi się trochę za kwaśny, choć zdaniem mojego Męża to właśnie stanowiło jego główną zaletę. :)




Jako danie główne zamówiliśmy jagnięcinę po marokańsku z kuskusem (39,60 zł), która okazała się co prawda mało fotogeniczna, ale za to bardzo smaczna. Mięso było miękkie i delikatne, a dość ostry, orientalny sos bardzo aromatyczny, jak dla mnie nawet trochę aż za bardzo... Choć kuskus z rodzynkami i ogórkiem oraz morele trochę łagodziły ostrość potrawy, udało mi się zjeść tylko kilka kęsów, natomiast Mąż, który bardziej ode mnie lubi pikantne dania, zjadł resztę z przyjemnością.


Ponieważ jagnięcina była mocno mięsna, dla równowagi wzięliśmy też coś warzywnego: nowinkę lokalu – tadżin, czyli jednogarnkowe danie serwowane w dekoracyjnym naczyniu ze stożkowatą pokrywą. W wegetariańskiej wersji tadżinu (28 zł) krył się pyszny kalafior w sosie pomidorowym z oliwkami i cytryną. Podano go z kuskusem oraz faszerowanymi warzywami, które okazały się niestety najsłabszym punktem programu. Cukinia była gorzka, a jej pomidorowy farsz po prostu niesmaczny. Faszerowanych cebul nie mieliśmy już nawet ochoty próbować.





Na koniec nie mogliśmy odmówić sobie deseru. Choć baklavę (5,50 zł), czyli deser z ciasta filo przełożonego orzechami z miodem, wielu ludzi uważa za zbyt słodką, mi wydała się idealna. Za to chwalone przez wielu ciasto basbousa z migdałami i wodą z kwiatów pomarańczy (4, 90 zł) było dla mnie nieco za mdłe (jak nietrudno się domyślić, Mężowi bardzo smakowało ;)). Deser popiliśmy pyszną, korzenną kawą po beduińsku, parzoną w specjalnym naczyniu zwanym dżezwa (8,90 zł).



Chociaż Mąż i ja mieliśmy często rozbieżne opinie o poszczególnych potrawach, to w jednym byliśmy całkowicie zgodni – jedzenie w HAMSA hummus & happiness jest bardzo różnorodne, całkiem inne od tego, do czego przywykliśmy, a do tego absolutnie przepyszne. Wyszliśmy stamtąd najedzeni, rozgrzani i bardzo zadowoleni. Myślę, że jest to świetne miejsce na spotkanie ze znajomymi albo aromatyczny obiad w zimowe popołudnie. W menu jest bardzo dużo potraw wegetariańskich, wegańskich i bezglutenowych, ale równocześnie nie brakuje opcji dla mięsożerców. HAMSA, zgodnie ze swoją nazwą, serwuje nie tylko hummus, ale i szczęście, które przyjęło postać pysznych dań z Bliskiego Wschodu.




PS. Tak obszerną recenzję mogłam napisać dzięki akcji kulinarnej Blogerzy Smakują zorganizowanej przez urodaizdrowie.pl oraz dzięki właścicielom HAMSA hummus & happiness, którzy ufundowali nam degustację. Ponieważ byłam już wcześniej w Hamsa incognito, wiem, że potrawy są równie smaczne, a obsługa równie sympatyczna, nawet gdy nie jest się zapowiedzianym blogerem kulinarnym. :)

Więcej zdjęć możecie zobaczyć tutaj.

Adres: ul. Szeroka 2, Kraków (Kazimierz)

Strona www: hamsa.pl oraz facebook



sobota, 19 października 2013

GENJI SUSHI - PRZYCZAJONA TEMPURA, UKRYTE UMAMI

 

Jakiś czas temu na blogu opisywałam podstawowe pojęcia dotyczące sushi oraz podałam przepis na ekonomiczną, domową wersję tej potrawy (do poczytania tutaj). Teraz nadszedł czas na relację z jednego z moich ulubionych sushi barów w Krakowie - Genji Sushi na Kazimierzu.
 




Genji Sushi mieści się na dwóch poziomach: na dość jasnym, dość przestronnym parterze oraz w mrocznej i niestety lekko dusznej piwnicy. Oba poziomy pełne są japońskich bibelotów i dekoracji, które tworzą ciekawy, orientalny klimat. Nazwa restauracji pochodzi od japońskiego dzieła literackiego z XI wieku, uznawanego za pierwszą powieść na świecie. „Genji monogatari” czyli „Opowieść o księciu Promienistym” to historia życia i podbojów miłosnych księcia Genjiego, napisana przez japońską arystokratkę, Shikibu Murasaki. Myślę, że jest to bardzo ciekawy wybór nazwy - brzmi ona dość prosto i melodyjnie, a równocześnie nawiązuje do jednego z największych dzieł kultury japońskiej.




Jedzenie sushi nie należy do najtańszych rozrywek, jednak nie jest aż tak strasznie drogie, jak się może wydawać, zwłaszcza jeżeli ma się krakowską zniżkową Kartę na Plus. Z reguły jeden zestaw w Genji (od 35 zł wzwyż) pozwala najeść się jednej średniogłodnej osobie. Jeżeli jesteście bardzo głodni, polecam wziąć zestaw z dużą ilością ryb oraz dodatków w tempurze (smażonych w cieście naleśnikowym na głębokim tłuszczu. Bardzo smaczne i bardzo tuczące! :)). Można też zamówić na przystawkę np. zupę z pastą sojową miso (5 zł). Ma ona dość specyficzny smak, który powinien przypaść do gustu miłośnikom tofu (my niestety do nich nie należymy...). Smaczniejsza i bardziej pożywna okazała się za to zupa wantang z pierożkami (13 zł).




Moimi faworytami smakowymi są uramaki (rolki z ryżem na zewnątrz) z chrupiącymi krewetkami w tempurze oraz nigiri (kulki ryżu z rybą na wierzchu) z rybą maślaną. Ryba ta - zgodnie ze swoją nazwą - jest maślana w smaku i rozpływa się w ustach (uwaga: u niektórych osób ryba maślana może wywołać zatrucie pokarmowe). We wszystkich zestawach dzięki idealnemu połączeniu lekkich składników (ryż, świeży ogórek, wodorosty nori) z bardziej tuczącymi (ryby, krewetki, tempura) wyraźnie czuć umami - jeden z pięciu podstawowych smaków, opisywany jako mięsny, tłusty, pyszny.



W Genji jedliśmy już kilka razy i za każdym razem jedzenie było równie smaczne i świeże. Obsługa jest bardzo sympatyczna, ale różnie bywa z czasem oczekiwania. Raz czekaliśmy na jedzenie ponad godzinę (!), bo ponoć w restauracji panował niespodziewanie duży ruch. Kiedy przy następnej okazji opowiedzieliśmy o tym kelnerce, ta postanowiła zatrzeć złe wrażenie z naszej poprzedniej wizyty i już w ciągu 10 minut na naszym stole pojawiły świeżutkie potrawy. Genji sushi to świetne miejsce na romantyczną randkę w jednej z mrocznych sal w piwnicy, obiad ze znajomymi albo po prostu szybki lunch z pysznym sushi i umami.



Adres: ul. Dietla 55, Kraków (Kazimierz)



niedziela, 25 sierpnia 2013

ŚNIADANKO W KOLANKU


O Kolanku Nr 6 pisałam już tutaj, na samym początku mojego bloga. Jest to nadal jedno z moich ulubionych miejsc na Kazimierzu i dość często tam wpadam. Ostatnio Gosia wyciągnęła mnie na Kolankowe śniadanie i przyznam, że zostałam nim bardzo pozytywnie zaskoczona.



Najpierw zaskoczyła mnie cena - jedyne 18 zł za osobę za bufet typu „jesz ile chcesz” i to jeszcze z napojami (herbata, kawa i woda z cytryną) wliczonymi w cenę. Potem zdumiała mnie różnorodność jedzenia: od smażonych kiełbasek i bekonu, przez półmiski serów i wędlin, tarty z różnymi nadzieniami, sałatki ze świeżych warzyw, aż po musli z jogurtem oraz ciasta z kremem i owocami. A na końcu zadziwiła mnie jego jakość - wszystko było świeżutkie (kucharz co chwilę donosił nowe półmiski na stół) i bardzo smaczne. Okazało się, że wszystko - łącznie z chrupiącymi bułkami i domowym pasztetem - jest robione ręcznie na miejscu.




Jedzenie znikało ze stołu w tak ekspresowym tempie, że na zdjęciach możecie zobaczyć zaledwie smętne (choć wciąż smakowite) resztki. Mi - oprócz francuskich tart oraz ciasta z bitą śmietaną i malinami - najbardziej posmakowało guacamole (pasta z awokado) z suszonymi pomidorami, które jest nie tylko smaczną, ale i zdrową alternatywą dla kupnych smarowideł. A na deser zamówiłyśmy jeszcze domową lemoniadę z malinami (7 zł) i oranżadę z kawałkami świeżych pomarańczy (7 zł). Było to idealne zakończenie tego długiego, leniwego śniadanka w Kolanku. :)

Adres: ul. Józefa 17, Kraków (Kazimierz)
Strona www: www.kolanko.net