Pokazywanie postów oznaczonych etykietą śniadanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą śniadanie. Pokaż wszystkie posty

piątek, 30 stycznia 2015

ŚNIADANIE W KRAKOWIE – CO, GDZIE I ZA ILE?


Ostatnio znajoma zapytała mnie, gdzie można zjeść dobre śniadanie w Krakowie. Nie należę do rannych ptaszków, więc z reguły jem śniadanie albo w domu, albo nie jem go w ogóle... Dlatego gdy już wybiorę się rano na miasto, staram się zbytnio nie eksperymentować i idę do jednej z moich sprawdzonych restauracji, gdzie na pewno dostanę coś smacznego i pożywnego. Oto kilka moich ulubionych miejsc.

KOLANKO NO 6


Bufet śniadaniowy w Kolanku (zwłaszcza niedzielny) jest tak pyszny, że napisałam o nim osobny post. Za 18 zł od osoby można jeść i pić do woli. A jeżeli akurat skończą się wszystkie śniadaniowe pyszności, zawsze zostają Wam obłędne kolankowe naleśniki.

Adres: ul. Józefa 17, Kraków (Kazimierz)
Strona www: www.kolanko.net

HAMSA HUMMUS & HAPPINESS


Zestawy śniadaniowe (ok. 16-18 zł) oraz weekendowy bufet można znaleźć też w mojej ulubionej bliskowschodniej restauracji Hamsa Hummus & Happiness. Niestety jeszcze nigdy nie udało mi się tam dotrzeć w godzinach porannych, ale jeżeli ich śniadania są tak pyszne jak hummus i dania obiadowe, to koniecznie trzeba się tam wybrać.

Adres: ul. Szeroka 2, Kraków (Kazimierz)
Strona www: hamsa.pl

TRIBECA U SZOŁAYSKICH


TriBeCa w Kamienicy Szołayskich to przytulne i stosunkowo niedroga kawiarnia, w której można zaszyć się na wygodnej sofie, zjeść kanapki na ciepło (ok. 9-14 zł) i wypić pyszną kawę (ok. 8-15 zł). Idealne miejsce na zimową słotę.

Adres: Plac Szczepański 9, Kraków (Stare Miasto)

CHARLOTTE W KRAKOWIE


Zestawy śniadaniowe (ok. 11-25 zł) oraz francuskie przysmaki serwowane są w Charlotte codziennie do północy. Na takie śniadanie zdąży nawet największy śpioch. ;)

Adres: Plac Szczepański, Kraków (Stare Miasto)
Strona www: bistrocharlotte.com

DYNIA RESTO BAR


Innym moim ulubionym miejscem nie tylko śniadaniowym jest Dynia Resto Bar. Zestawy z kanapkami, omletem albo jajecznicą kosztują ok. 11 – 23 zł. Bonusem jest ukryty letni ogródek z drzewami i paprociami.

Adres: ul. Krupnicza 20, Kraków
Strona www: dynia.krakow.pl

PIEKARNIA I KAWIARNIA LAJKONIK


Dobre miejsce na szybkie śniadanie albo przekąskę na Starym Mieście. Słodkie bułki, kanapki na ciepło (ok. 4-10 zł), kawa, herbata i kakao (od 5 zł) w trzech kawiarniach: na placu Dominikańskim, na Karmelickiej i na Basztowej.

Adres: 3 piekarnie i kawiarnie w Krakowie (Stare Miasto)
Strona www: www.lajkonik-pik.pl



A Wy gdzie najchętniej jecie śniadanie na mieście? Napiszcie w komentarzach albo na facebooku, a ja chętnie sprawdzę wszystkie Wasze rekomendacje. Może to mnie wreszcie zmobilizuje do wcześniejszego wstawania? ;)

piątek, 17 października 2014

BEZGLUTENOWE PIEROGI KONTRA RÓŻOWE KRASNALE (KRAKÓW)


W ten weekend przyjechała do mnie koleżanka ze Stanów, a ja stanęłam przed kulinarną zagadką. Gdzie mogę zabrać ją w Krakowie do restauracji, które serwują dania bezglutenowe (Kathryn cierpi na nietolerancję glutenu), wegetariańskie (obie nie jemy mięsa), a do tego wszystkiego smaczne? Rozwiązanie tej zagadki znalazłam w internecie (np. tutaj i tutaj), a poniżej znajdziecie relację z naszych kulinarnych przygód.

POD BARANEM – BEZGLUTENOWE PIEROGI


Niemal każdy obcokrajowiec, który przyjeżdża do Polski, marzy o spróbowaniu pierogów, ale czy można je gdzieś znaleźć w formie bezglutenowej? Okazało się, że tak: w restauracji Pod Baranem niedaleko Wawelu, która ma swojej ofercie chyba największy wybór potraw bezglutenowych w Krakowie. Nasze pierogi ruskie (24 zł) i z kapustą i grzybami (25 zł) były pyszne, polane roztopionym masłem z cebulką i pełne smakowitego nadzienia. Efekt psuło nieco za grube, kluchowate ciasto, ale Kathryn wyjaśniła, że to może być wina bezglutenowej mąki. Ogólnie wyszłyśmy stamtąd najedzone i bardzo zadowolone.

Adres: Pod Baranem, ul. św. Gertrudy 21, Kraków (Stare Miasto)
Strona www: podbaranem.com

SHAKE & BAKE – BEZGLUTENOWE CIASTKA I SMOOTHIE


Następnego dnia na śniadanie wybrałyśmy się do kawiarni Shake & Bake w okolicach Teatru Bagatela, która serwuje bezglutenowe wypieki i koktajle. Wytrawne babeczki (z serem i oliwkami) były bardzo smaczne, ale niestety duże kryształki soli, którymi były posypane, psuły cały efekt, zmieniając babeczkę w żupy solne... Na szczęście bezglutenowe brownie z masłem orzechowym nie miały już tego mankamentu. W kawiarni towarzystwa dotrzymywały nam dwa różowe krasnoludki i różowa sarna. :)

Adres: Shake & Bake, ul. Dunajewskiego 2, Kraków (Stare Miasto)
Strona www: shakeandbake.pl

CAFE MŁYNEK – WEGE I BEZ GLUTENU


W wegetariańskiej restauracji Cafe Młynek na krakowskim Kazimierzu miałyśmy problem z wyborem, bo wszystkie bezglutenowe dania i desery wydawały nam się bardzo apetyczne. W końcu zdałyśmy się na rekomendację sympatycznej kelnerki i zamówiłyśmy chrupiące placki ziemniaczane ze śmietaną oraz dość pikantny makaron z warzywami i ostrą papryczką. Porcje były tak sycące, że z żalem zrezygnowałyśmy z deseru. Ale za to po obiedzie wypiłyśmy kawę z kardamonem i rozgrzewający napój z imbirem, siedząc w restauracyjnym ogródku z widokiem na urokliwy Plac Wolnica.

Adres: Cafe Młynek, Plac Wolnica 7, Kraków (Kazimierz)
Strona www: cafemlynek.com

KAWIARNIE


Na szczęście większość napojów serwowanych w kawiarniach jest naturalnie bezglutenowa, więc mogłyśmy bez obaw wybrać się na pyszną kawę do mojej ukochanej Mleczarni na Kazimierzu (o której pisałam tutaj) i do Forum Przestrzenie nad Wisłą (o którym o dziwo jeszcze nie pisałam, chociaż ostatnio bardzo często tam chodzę na kawę, lemoniadę i leżakowanie ;)). Wybrałyśmy się też do Domówka Cafe, gdzie popijając cydr, grałyśmy w grę „Kolejka”, która w zabawny sposób przybliża PRL-owskie realia komitetu kolejkowego. Ogólnie przyjazd Kathryn okazał się sukcesem zarówno pod względem towarzyskim, jak i kulinarnym. :)


INNE

A oto kilka innych ciekawie zapowiadających się miejsc bezglutenowych, których niestety nie zdążyłyśmy już odwiedzić:

WieloPole3 (o którym pisałam tutaj) – restauracja ze smacznymi, nietypowymi daniami wegetariańskimi, wegańskimi i bezglutenowymi, ul. Wielopole 3 (Stare Miasto)
La Manzana – bezglutenowa restauracja meksykańska, ul. Miodowa 11 (Kazimierz)
Red – bezglutenowa cukiernia, ul. Smoluchowskiego 7 (Bronowice)
Nova Krova – bezglutenowe wegetariańskie burgery, Plac Wolnica 12 (Kazimierz)

PS. Wszystkie zdjęcia w tym wpisie zostały zrobione przez Kathryn. 

niedziela, 23 lutego 2014

KARMNIK (KRAKÓW) – PRAWIE JAK U MAMY


Gdzie najczęściej kupujecie jedzenie? Ja - jak pisałam przy okazji festiwalu Krakowskim Targiem - najbardziej lubię robić zakupy na lokalnym targu, a szczególnie na krakowskim Placu na Stawach (w okolicach Błoń i Kina Kijów). Mam tam zaprzyjaźnionych sprzedawców świeżych warzyw i owoców, budkę z pysznymi wędlinami oraz ulubione stoisko sprzedające domowy bundz i jajka. Na dodatek wszyscy, zarówno sprzedawcy, jak i kupujący, są znacznie życzliwiej do siebie nastawieni niż w przeciętnym hipermarkecie.


Wygłodniali po zakupach często chodzimy na obiad do pobliskiej restauracji Karmnik, gdzie panuje jeszcze milsza atmosfera niż na Placu. Lokal jest prowadzony przez jedną rodzinę, która dba o każdy szczegół: od obsługi gości, przez przygotowywanie na bieżąco świeżych potraw, po sezonową zmianę dekoracji.


Wnętrze jest niewielkie, ale bardzo schludne i przytulne. Na zdjęciach widać wystrój zimowy utrzymany w srebrach i bielach, przełamanych czerwienią rumianych jabłek. Zabawnym akcentem są pożółkłe kartki ze starej książki kucharskiej oprawionych w drewniane ramki. Jestem już ciekawa, co ta utalentowana plastycznie rodzina wymyśli na wiosnę? :)


Menu zmienia się codziennie, ale zawsze można znaleźć w nim pożywne zupy (ok. 6-8 zł), mięso z ziemniakami i zestawem surówek (ok. 15-20 zł) i chrupiące naleśniki (ok. 9-11 zł / 2 naleśniki). Czasami pojawiają się pyszne tarty (ok. 11 zł / kawałek), które są moim absolutnym faworytem. Dobre są też makarony, np. penne ze szpinakiem i kurczakiem (16 zł).


Porcje, zwłaszcza zestawy z mięsem, są naprawdę duże: kotlet na cały talerz, kopka ziemniaków i osobny talerz czterech świeżych surówek. Dlatego często bierzemy z D. jedno danie na spółkę. Najbardziej lubimy zestawy z kotletem schabowym (15 zł) i z kurczakiem grillowanym z mozzarellą i szpinakiem (16 zł). Ta ostatnia opcja jest z reguły dość słona, ale ponieważ każda porcja jest przygotowywana na bieżąco po złożeniu zamówienia, można zawsze poprosić o mniejszą ilość soli.


Wszystkie potrawy są naprawdę świeże i smaczne, prawie jak domowe. Co prawda nie wszystkie przypadły mi do gustu, np. zupa cebulowa, w której nie czułam za bardzo smaku cebuli, ale to już chyba bardziej kwestia upodobania, bo D. i osoby przy sąsiednim stoliku bardzo ją chwaliły. Do picia można zamówić kompot (3 zł), kawę albo herbatę, ale jedyne, czego mi brakuje w Karmniku, to deser. Myślę, że domowe ciasto byłoby idealnym dopełnieniem smakowitego obiadu.


Karmnik jest chyba najczęściej odwiedzaną przeze mnie krakowską restauracją – przede wszystkim ze względu smaczne jedzenie, miłą atmosferę i bardzo rozsądne ceny. Można tu zjeść śniadanie i obiad albo po prostu napić się rozgrzewającej herbaty z sokiem malinowym. Polecam wszystkim, którzy lubią polskie, domowe jedzenie i przyjazny, bezpretensjonalny klimat. Można tu przyjść z dziećmi albo psem – wszyscy będą mile widziani. :)

Plusy: smaczne jedzenie, duże porcje, sympatyczny wystrój
Minusy: czas oczekiwania (potrawy są robione dopiero po złożeniu zamówienia), niektóre dania są zbyt słone, brak deserów




Adres: ul. Senatorska 13, Kraków (Zwierzyniec)
Strona www: restauracjakarmnik.pl 
Aktualne menu na facebooku: 

środa, 27 listopada 2013

HAMSA HUMMUS & HAPPINESS – ROZGRZEWAJĄCO I AROMATYCZNIE


Na HAMSA hummus & happiness israeli restobar zwróciłam uwagę podczas wielu festiwali kulinarnych tego lata, ponieważ do ich stoiska zawsze ustawiała się najdłuższa kolejka. Zaciekawiona ich festiwalową popularnością, postanowiłam wybrać się na krakowski Kazimierz, żeby samej przekonać się, na czym polega fenomen tej nowoczesnej izraelskiej restauracji.


Było deszczowe niedzielne popołudnie w listopadzie, ale ku naszemu zdziwieniu lokal był prawie całkiem zapełniony, zarówno przez krakowian, jak i zagranicznych turystów, a atmosfera panowała zupełnie niejesienna. Jasne wnętrze utrzymane jest w bielach i błękitach, które ożywia bujna zieleń we wnękach okiennych oraz kolorowe zdjęcia współczesnego Tel Awiwu wiszące na ścianach. W powietrzu unosiła się energiczna izraelska muzyka, przypominająca skrzyżowanie folk i rocka, oraz nieco duszny zapach jedzenia i orientalnych przypraw (na szczęście później kelnerka otworzyła szeroko okna).


Dla osób niewtajemniczonych nazwy potraw w menu mogą brzmieć dość egzotycznie i enigmatycznie, ale na szczęście uprzejma obsługa cierpliwie wszystko wyjaśnia. Na początek wzięliśmy zestaw 3 mezze (czyli przystawek i dipów), podawany w tak zwanej „łapie” (34,80 zł). Do każdego zestawu podawane są trzy rodzaje pieczywa: manakish, laffa i pita. Mi najbardziej smakował manakish posypany przyprawami, ale pozostałe dwa też były całkiem niezłe. Podobało mi się, że sami mogliśmy skomponować swoją „łapę”, chociaż mieliśmy problem z wyborem, bo wszystko wydawało nam się warte spróbowania.




W końcu zdecydowaliśmy się na flagowe danie restauracji, czyli hummus, a do tego baba ganoush oraz marynowany biały ser labneh w za'atarze, czyli mieszance tymianku, oregano i innych ziół. Hummus to pasta z ciecierzycy oraz tahini (zmielonych ziaren sezamu) z dodatkiem czosnku i soku z cytryny. Hummus można łączyć z wieloma dodatkami, my skusiliśmy się na owoc granatu i orzeszki pinii, które świetnie podkreślały jego smak, ale go nie zagłuszały. Sezamowa pasta tahini – w połączeniu z pieczonym bakłażanem – stanowi bazę także dla baba ganoush, która była znacznie delikatniejsza od hummusu. Obie pasty tak mi posmakowały, że postanowiłam włączyć je do mojego domowego jadłospisu, zwłaszcza że nie są bardzo trudne do zrobienia. Natomiast ser labneh z naturalnego jogurtu wydał mi się trochę za kwaśny, choć zdaniem mojego Męża to właśnie stanowiło jego główną zaletę. :)




Jako danie główne zamówiliśmy jagnięcinę po marokańsku z kuskusem (39,60 zł), która okazała się co prawda mało fotogeniczna, ale za to bardzo smaczna. Mięso było miękkie i delikatne, a dość ostry, orientalny sos bardzo aromatyczny, jak dla mnie nawet trochę aż za bardzo... Choć kuskus z rodzynkami i ogórkiem oraz morele trochę łagodziły ostrość potrawy, udało mi się zjeść tylko kilka kęsów, natomiast Mąż, który bardziej ode mnie lubi pikantne dania, zjadł resztę z przyjemnością.


Ponieważ jagnięcina była mocno mięsna, dla równowagi wzięliśmy też coś warzywnego: nowinkę lokalu – tadżin, czyli jednogarnkowe danie serwowane w dekoracyjnym naczyniu ze stożkowatą pokrywą. W wegetariańskiej wersji tadżinu (28 zł) krył się pyszny kalafior w sosie pomidorowym z oliwkami i cytryną. Podano go z kuskusem oraz faszerowanymi warzywami, które okazały się niestety najsłabszym punktem programu. Cukinia była gorzka, a jej pomidorowy farsz po prostu niesmaczny. Faszerowanych cebul nie mieliśmy już nawet ochoty próbować.





Na koniec nie mogliśmy odmówić sobie deseru. Choć baklavę (5,50 zł), czyli deser z ciasta filo przełożonego orzechami z miodem, wielu ludzi uważa za zbyt słodką, mi wydała się idealna. Za to chwalone przez wielu ciasto basbousa z migdałami i wodą z kwiatów pomarańczy (4, 90 zł) było dla mnie nieco za mdłe (jak nietrudno się domyślić, Mężowi bardzo smakowało ;)). Deser popiliśmy pyszną, korzenną kawą po beduińsku, parzoną w specjalnym naczyniu zwanym dżezwa (8,90 zł).



Chociaż Mąż i ja mieliśmy często rozbieżne opinie o poszczególnych potrawach, to w jednym byliśmy całkowicie zgodni – jedzenie w HAMSA hummus & happiness jest bardzo różnorodne, całkiem inne od tego, do czego przywykliśmy, a do tego absolutnie przepyszne. Wyszliśmy stamtąd najedzeni, rozgrzani i bardzo zadowoleni. Myślę, że jest to świetne miejsce na spotkanie ze znajomymi albo aromatyczny obiad w zimowe popołudnie. W menu jest bardzo dużo potraw wegetariańskich, wegańskich i bezglutenowych, ale równocześnie nie brakuje opcji dla mięsożerców. HAMSA, zgodnie ze swoją nazwą, serwuje nie tylko hummus, ale i szczęście, które przyjęło postać pysznych dań z Bliskiego Wschodu.




PS. Tak obszerną recenzję mogłam napisać dzięki akcji kulinarnej Blogerzy Smakują zorganizowanej przez urodaizdrowie.pl oraz dzięki właścicielom HAMSA hummus & happiness, którzy ufundowali nam degustację. Ponieważ byłam już wcześniej w Hamsa incognito, wiem, że potrawy są równie smaczne, a obsługa równie sympatyczna, nawet gdy nie jest się zapowiedzianym blogerem kulinarnym. :)

Więcej zdjęć możecie zobaczyć tutaj.

Adres: ul. Szeroka 2, Kraków (Kazimierz)

Strona www: hamsa.pl oraz facebook



sobota, 16 listopada 2013

KARDAMON CAFFE – PRZYTULNIE I DOMOWO


Ulica Retoryka to chyba jeden z bardziej urokliwych zaułków Krakowa. Idąc z Wawelu w stronę ulicy Piłsudskiego warto zajrzeć na tę spokojną uliczkę i spacerując po zadrzewionej alejce, przyjrzeć się bajkowym kamienicom Teodora Talowskiego. Jeden z najważniejszych architektów polskich przełomu XIX i XX wieku, Talowski stworzył tu szereg ceglanych domów o fantazyjnych kształtach i nazwach.


Do moich ulubionych należy Dom pod Śpiewającą Żabą (w którym nomen omen mieściła się kiedyś szkoła muzyczna ;)) oraz Dom pod Osłem (z kamienną głową osła wystającą ze ściany). Niektóre fasady raczą przechodniów łacińskimi mądrościami życiowymi, takimi jak: Festina lente (Spiesz się powoli) czy Faber est suae quisque fortunae (Każdy jest kowalem swego losu). Ciekawostkę stanowi fakt, że niegdyś środkiem obecnej ulicy Retoryka płynęła rzeka Rudawa (stąd tak naprawdę wzięła się ta żaba).


Nieopodal kamienic Talowskiego powstało niedawno nowe bistro – Kardamon Cafe. Choć znajduje się tak blisko zatłoczonych atrakcji turystycznych, panuje w nim spokojna, żeby nie powiedzieć leniwa, atmosfera. Któregoś wieczoru byłam na spacerze z moim psem, zacinał lodowaty deszcz, a ja byłam przeziębiona i marzyłam o kubku czegoś gorącego do picia. Nic więc dziwnego, że rzęsiście oświetlony, zielony Kardamon wydał mi się przytulną przystanią. Gdy tylko weszłam, kelnerka przyniosła miskę z wodą (dla psa) oraz gorącą, bardzo smaczną kawę latte z syropem piernikowym (dla mnie). Po ponad godzinie sączenia rozgrzewającej kawy, przeglądania regału z książkami i rozmawiania z miłą kelnerką oraz innymi gośćmi, byłyśmy gotowe wyruszyć w dalszą drogę.


Natomiast dzisiaj postanowiłam wypróbować ich lunchowe menu dnia. Cena waha się od 14 do 25 zł i obejmuje ona zupę + mięso lub rybę, dodatek (kaszę, ryż albo ziemniaki) oraz surówkę. Są też zestawy wegetariańskie (ok. 12 zł). Ja skusiłam się na zestaw klasyczny: barszcz, kurczak panierowany, ziemniaki i surówka ze świeżej marchewki.


Barszcz był bardzo smaczny, niemal jak domowy, psuły go tylko niestety ziemniaki, które smakowały jakby były wczorajsze (znacie ten charakterystyczny słodkawy smak ziemniaków trzymanych w lodówce?). Może zamiast niezbyt apetycznych ziemniaków warto byłoby dodać do niego paszteciki albo chociaż jajko na twardo?


Na szczęście ziemniaki w drugim daniu były już zupełnie świeże, podobnie jak smaczna surówka z tartej marchwi. A kotlet z kurczaka w panierce z bułki tartej okazał się absolutnym mistrzostwem – mięso było soczyste, a panierka chrupka. Spytałam potem kucharza, jaki ma sekret, ale okazało się, że przygotowuje mięso dokładnie tak jak ja, czyli obtacza w panierce z mąki, jajka i bułki, a potem smaży na średnim ogniu. Dlaczego więc jego był znacznie smaczniejszy od mojego? Na tym chyba polega różnica między mistrzem kuchni, a szarym zjadaczem kotletów. ;)


Sądzę, że jest to bardzo dobre miejsce na szybki, domowy lunch w miłej atmosferze. Można tu też zjeść śniadanie, napić się smacznej kawy, albo po prostu zaszyć w wygodnym fotelu i oddać smakowitej lekturze. Kardamon Cafe jest smaczna i rozgrzewająca - podobnie jak przyprawa, od której wzięła nazwę. :)

Adres: ul. Retoryka 19, Kraków (Stare Miasto)


piątek, 30 sierpnia 2013

CHARLOTTE W WARSZAWIE – CZY JEST TAM AŻ TAK HIPSTERSKO?

 

Ponoć najbardziej hipsterskim miejscem w Warszawie jest Plac Zbawiciela, a najbardziej hipsterskim miejscem na Placu Zbawiciela jest Charlotte. Będąc akurat w Warszawie postanowiłam to zbadać, zwłaszcza że francuska kawiarnia i piekarnia Charlotte w Krakowie wzbudziła moją niekłamaną sympatię (do poczytania tutaj).


Plac Zbawiciela to chyba jeden z bardziej urokliwych zakątków Stolicy. Nad okrągłym placem z solidną, socrealistyczną zabudową dominuje neobarokowy kościół Najświętszego Zbawiciela oraz na w pół spalona kwiatowa tęcza, która ponoć ma zostać niedługo odbudowana. :) Charlotte mieści się w jednej z kamienic z kolumnadą, pod którą urządzono przyjemny ogródek z widokiem na cały Plac. Wnętrze kawiarni jest dość surowe i industrialne, ale ożywia je ogromny, wspólny stół ozdobiony świeżymi kwiatami.

Razem z Jasmine usiadłyśmy przy jednym z nielicznych wolnych stolików pod kolumnadą i natychmiast podszedł do nas uroczy kelner. Ze swoją grzecznie zaczesaną na bok grzywką i nienagannie białą koszulą zupełnie nie przypominał hipstera. Rozglądałyśmy się dyskretnie, ale niestety nie dostrzegłyśmy nikogo stukającego na maszynie do pisania, chodzącego w ubraniach po dziadku, albo chociaż noszącego oprawki okularów bez szkieł. Poczułyśmy się tym lekko zawiedzione. ;)


Także żadna pozycja w menu nie wydała nam się szczególnie hipsterska. Miałyśmy problem, żeby wybrać tylko po jednym z francuskich specjałów, ale w końcu Jasmine zamówiła quiche z szynką i szparagami (9 zł), a ja pain perdu (dosłownie „zagubiony chleb” po francusku), czyli grzankę zanurzoną w mleku i jajku (12 zł). Quiche była bardzo dobra (tak, tak, la quiche jest rodzaju żeńskiego, też mnie to kiedyś zadziwiło ;)), a pain perdu był złocisty, chrupiący i obficie polany miodem. Mniam. :)


Popijając aromatyczną kawę, powoli traciłyśmy nadzieję na spotkanie prawdziwego hipstera, ale nagle go dostrzegłam! Miał kapelusz (czyżby po dziadku?), grube, czarne oprawki okularów, kraciastą koszulę i podwinięte do kolan sztruksowe rurki oraz znak rozpoznawczy – eleganckie, skórzane buty bez skarpetek. A więc jednak Charlotte czasami bywa siedliskiem hipsterów. Zagadka rozwiązana. :)

Adres: Plac Zbawiciela, Warszawa

PS. Na górze strony pojawiła się nowa zakładka: Spis restauracji. Mam nadzieję, że pomoże Wam się poruszać po moim blogu. Kolejne zakładki w przygotowaniu. :)

niedziela, 25 sierpnia 2013

ŚNIADANKO W KOLANKU


O Kolanku Nr 6 pisałam już tutaj, na samym początku mojego bloga. Jest to nadal jedno z moich ulubionych miejsc na Kazimierzu i dość często tam wpadam. Ostatnio Gosia wyciągnęła mnie na Kolankowe śniadanie i przyznam, że zostałam nim bardzo pozytywnie zaskoczona.



Najpierw zaskoczyła mnie cena - jedyne 18 zł za osobę za bufet typu „jesz ile chcesz” i to jeszcze z napojami (herbata, kawa i woda z cytryną) wliczonymi w cenę. Potem zdumiała mnie różnorodność jedzenia: od smażonych kiełbasek i bekonu, przez półmiski serów i wędlin, tarty z różnymi nadzieniami, sałatki ze świeżych warzyw, aż po musli z jogurtem oraz ciasta z kremem i owocami. A na końcu zadziwiła mnie jego jakość - wszystko było świeżutkie (kucharz co chwilę donosił nowe półmiski na stół) i bardzo smaczne. Okazało się, że wszystko - łącznie z chrupiącymi bułkami i domowym pasztetem - jest robione ręcznie na miejscu.




Jedzenie znikało ze stołu w tak ekspresowym tempie, że na zdjęciach możecie zobaczyć zaledwie smętne (choć wciąż smakowite) resztki. Mi - oprócz francuskich tart oraz ciasta z bitą śmietaną i malinami - najbardziej posmakowało guacamole (pasta z awokado) z suszonymi pomidorami, które jest nie tylko smaczną, ale i zdrową alternatywą dla kupnych smarowideł. A na deser zamówiłyśmy jeszcze domową lemoniadę z malinami (7 zł) i oranżadę z kawałkami świeżych pomarańczy (7 zł). Było to idealne zakończenie tego długiego, leniwego śniadanka w Kolanku. :)

Adres: ul. Józefa 17, Kraków (Kazimierz)
Strona www: www.kolanko.net