piątek, 14 czerwca 2013

CHARLOTTE W KRAKOWIE - FRANCUSKIE PRZYSMAKI


Uwielbiam niemal wszystko, co francuskie, szczególnie język i kuchnię. Nie macie czasami wrażenia, że wszystko po francusku brzmi bardziej dystyngowanie i elegancko? Prześmieszna książka „Jak rozmawiać ze ślimakiem” wymienia nazwy potraw, które po francusku brzmią apetycznie, a w każdym innym języku - co najmniej dziwacznie, np. pain perdu to dosłownie zagubiony chleb (grzanka francuska), a foie gras to tłusta wątroba (rodzaj pasztetu). Nic więc dziwnego, że Francuzi jedzą wiele na pozór niejadalnych rzeczy - wystarczy, że nadadzą im odpowiednią nazwę i voilà! :)



Zwabiona francuskością lokalu wybrałam się do Charlotte razem z moją koleżanką, która pisze bardzo fajnego bloga o gotowaniu. Ponoć warszawska Charlotte na placu Zbawiciela ma opinię „lansiarskiej” i „hipsterskiej”, ale w jej krakowskiej fillii nie zaobserwowałyśmy niczego podobnego. Było sympatycznie i swobodnie. Usiadłyśmy na stołkach barowych przy wielkiej witrynie niedaleko wejścia. Stołki okazały się strasznie niewygodne, ale przynajmniej miałyśmy świetny widok na plac Szczepański i ogródek piwny przed lokalem. Wolne miejsca były też na antresoli i w głębi lokalu w dużej sali o dość industrialnym wystroju, ale nie chciało nam się już przesiadać.


Zamówiłyśmy quiche (rodzaj tarty) ze szparagami i croque-madame (17 zł), czyli dosłownie chrupiącą panią. Croque-madame to grillowany tost z wędliną i żółtym serem, wzbogacony o jajko sadzone. I właśnie to jajko odróżnia madame od jej uboższego krewnego, croque-monsieur, czyli chrupiącego pana. Mój tost miał bardzo smaczną wkładkę w postaci pieczonego indyka i sera Gruyère, ale miał też jedną podstawową wadę: nie chrupał. Słabo zapieczony chleb ciągnął się niczym guma i niestety psuł cały efekt.


Danie główne popijałyśmy wyśmienitą (i niedrogą) lemoniadą firmową (4,50 zł), a na deser wzięłyśmy gorącą czekoladę (9 zł), która konsystencją przypominała raczej kakao, ale i tak była bardzo smaczna i aromatyczna. A na zakończenie miłego wieczoru postanowiłyśmy uraczyć się kieliszkiem białego wina, dzięki czemu poczułyśmy się już jak rasowe Francuzki. :)


Myślę, że Charlotte to fajne miejsce na samotny posiłek, albo wypad ze znajomymi. Ponieważ zestawy śniadaniowe serwowane są aż do 23.00, nie trzeba się martwić wczesnym wstawaniem. Obsługa dość miła, ale prawie w ogóle nie podchodziła do naszego stolika, więc musiałyśmy składać wszystkie zamówienia przy kasie. Na szczęście nie miałyśmy daleko. ;) Największym plusem są francuskie przysmaki (choć jak widać, nad niektórymi trzeba jeszcze popracować) oraz świetna lokalizacja na urokliwym placu Szczepańskim. 

Chcesz obejrzeć więcej zdjęć? Kliknij tutaj!

Read it in English! :)


Adres: Plac Szczepański, Kraków

PS. Na deser proponuję surrealistyczną lekcję francuskiego w piosence. ;)

2 komentarze:

  1. Foie gras to pasztet?:P
    Piosenka wpada w ucho, teraz będę sobie nucić fa-du-fa-fa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponoć po polsku nazywa się to pasztet strasburski, ale myślę, że "tłusta wątróbka" lepiej oddaje istotę tej potrawy. ;)

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.