Uwielbiam niemal wszystko, co
francuskie, szczególnie język i kuchnię. Nie macie czasami
wrażenia, że wszystko po francusku brzmi bardziej dystyngowanie i
elegancko? Prześmieszna książka „Jak rozmawiać ze ślimakiem”
wymienia nazwy potraw, które po francusku brzmią apetycznie, a w
każdym innym języku - co najmniej dziwacznie, np. pain perdu
to dosłownie zagubiony chleb (grzanka francuska), a foie gras
to tłusta wątroba (rodzaj pasztetu). Nic więc dziwnego, że
Francuzi jedzą wiele na pozór niejadalnych rzeczy - wystarczy, że
nadadzą im odpowiednią nazwę i voilà!
:)
Zwabiona francuskością lokalu
wybrałam się do Charlotte razem z moją koleżanką, która pisze bardzo fajnego
bloga o gotowaniu. Ponoć warszawska Charlotte
na placu Zbawiciela ma opinię „lansiarskiej” i „hipsterskiej”,
ale w jej krakowskiej fillii nie zaobserwowałyśmy niczego
podobnego. Było sympatycznie i swobodnie. Usiadłyśmy na stołkach
barowych przy wielkiej witrynie niedaleko wejścia. Stołki okazały
się strasznie niewygodne, ale przynajmniej miałyśmy świetny widok
na plac Szczepański i ogródek piwny przed lokalem. Wolne miejsca
były też na antresoli i w głębi lokalu w dużej sali o dość
industrialnym wystroju, ale nie chciało nam się już przesiadać.
Zamówiłyśmy quiche (rodzaj tarty) ze
szparagami i croque-madame (17 zł), czyli dosłownie chrupiącą
panią. Croque-madame to grillowany tost z wędliną i żółtym
serem, wzbogacony o jajko sadzone. I właśnie to jajko odróżnia
madame od jej uboższego krewnego, croque-monsieur, czyli chrupiącego
pana. Mój tost miał bardzo smaczną wkładkę w postaci pieczonego
indyka i sera Gruyère, ale miał też jedną podstawową wadę: nie
chrupał. Słabo zapieczony chleb ciągnął się niczym guma i
niestety psuł cały efekt.
Danie główne popijałyśmy wyśmienitą
(i niedrogą) lemoniadą firmową (4,50 zł), a na deser wzięłyśmy
gorącą czekoladę (9 zł), która konsystencją przypominała
raczej kakao, ale i tak była bardzo smaczna i aromatyczna. A na
zakończenie miłego wieczoru postanowiłyśmy uraczyć się
kieliszkiem białego wina, dzięki czemu poczułyśmy się już jak
rasowe Francuzki. :)
Myślę, że Charlotte to fajne miejsce
na samotny posiłek, albo wypad ze znajomymi. Ponieważ zestawy
śniadaniowe serwowane są aż do 23.00, nie trzeba się martwić
wczesnym wstawaniem. Obsługa dość miła, ale prawie w ogóle nie
podchodziła do naszego stolika, więc musiałyśmy składać
wszystkie zamówienia przy kasie. Na szczęście nie miałyśmy
daleko. ;) Największym plusem są francuskie przysmaki (choć jak widać,
nad niektórymi trzeba jeszcze popracować) oraz świetna lokalizacja
na urokliwym placu Szczepańskim.
Chcesz obejrzeć więcej zdjęć? Kliknij tutaj!
Read it in English! :)
Chcesz obejrzeć więcej zdjęć? Kliknij tutaj!
Read it in English! :)
Adres: Plac
Szczepański, Kraków
Strona www: www.bistrocharlotte.com
PS. Na deser proponuję surrealistyczną
lekcję francuskiego w piosence. ;)
Foie gras to pasztet?:P
OdpowiedzUsuńPiosenka wpada w ucho, teraz będę sobie nucić fa-du-fa-fa...
Ponoć po polsku nazywa się to pasztet strasburski, ale myślę, że "tłusta wątróbka" lepiej oddaje istotę tej potrawy. ;)
Usuń