Właśnie się
dowiedziałam, że moje zdjęcie owoców pitaji zdobyło nagrodę w
konkursie fotograficznym zorganizowanym przez Wolną Kuchnię.
Dziękuję bardzo organizatorom za kreatywny sposób na rozruszanie
kulinarnej blogosfery oraz wszystkim internautom, którzy swoimi
lajkami i komentarzami pomogli mi wygrać. :)
A teraz pytanie
zasadnicze: czym właściwie jest ta cała pitaja?
Pitaja, zwana również
smoczym owocem, wygląda jak jajo jakiegoś mitycznego stwora. W
rzeczywistości jest to owoc kaktusa, który kwitnie tylko po
zapadnięciu zmroku, dlatego jest nazywany „królową nocy” lub
„księżycowym kwiatem”. Swoją intensywnie różową skórką i
„piegowatym” miąższem pitaja przyciągnęła naszą uwagę, gdy
przechadzaliśmy się po La Boqueria, czyli targu z tradycyjnym
hiszpańskim jedzeniem w Barcelonie. Skuszeni jej osobliwym wyglądem,
spodziewaliśmy się równie niecodziennego smaku, jednak spotkał
nas zawód. Owoc był słodkawy, ale tak naprawdę dość mdły i
niezbyt wyrazisty. Na szczęście jedliśmy go też w sałatce z
innymi egzotycznymi owocami, które dodały mu trochę charakteru.
Na targu La Boqueria
widzieliśmy też ogromne świńskie nogi z raciczkami. Była to
długo dojrzewająca hiszpańska szynka, jamón
(wymawiana „hamon”), której ani smak, ani specyficzny zapach
niestety nie zyskały naszej sympatii.
Z pewnym niepokojem
patrzyliśmy też na owoce morza, które były tak świeże, że
jeszcze się ruszały... Niektóre skorupiaki miały nawet związane
szczypce, żeby nie zaczepiały nieostrożnych kupujących. Innych
turpistycznych „przysmaków”, typu obdarty ze skóry królik,
woleliśmy już nie fotografować. Chyba jednak wolę zostać przy
pitaji i innych owocach...