niedziela, 27 października 2013

NAJEDZENI FEST (JESIEŃ) - WIR JESIENNYCH SMAKÓW


Czy Wy też macie wrażenie, że ostatnio w Krakowie praktycznie w każdy weekend jest jakiś festiwal związany z jedzeniem? Mnie to bardzo cieszy, bo uwielbiam wir festiwalowych kolorów, smaków i zapachów, które sprawiają, że czuję się niemal jak dziecko w (kulinarnym) lunaparku.




Wyjątkowo intensywny wir jedzeniowo-towarzyski wciągnął mnie dzisiaj w Hotelu Forum, gdzie odbył się festiwal Najedzeni Fest - edycja jesienna. Mnóstwo potraw z całego świata, mnóstwo smacznych win i mnóstwo ciekawych ludzi, którzy chcieli podzielić się z nami swoją z pasją. 




Niestety nie udało mi się pójść na żadne warsztaty ani konferencje, jednak wystarczająco dużo wrażeń dostarczyło mi samo chodzenie po czterech wielkich salach festiwalowych, rozmawianie z wystawcami i smakowanie ich wyrobów. Poniżej kilka moim zdaniem najciekawszych momentów festiwalu.





Dwoje przeuroczych Włochów, pan Cesare Candido z Akademia Kuchni Włoskiej i pani Chiara Grella z Fattorie Del Duca, poczęstowali mnie ciekawą w smaku polentą (włoską potrawą z mąki kukurydzianej, która po polsku nazywa się niezbyt apetycznie, bo mamałyga...) z masłem truflowym i grzybami. Na zdjęciu poniżej pan Cesare z wielkim garem polenty.



Degustowałam też kilka win, ale najbardziej przypadło mi do gustu lekko owocowe chardonnay z Australii, o którym bardzo ciekawie opowiadał sommelier, pan Michał Stępień z Domu Wina...



... oraz czerwone, gruzińskie wino Khvanchkara serwowane przez Supra, które ponoć było ulubionym winem Stalina. Nie jestem tylko pewna, czy to jego zaleta, czy wada. ;)




Skusiłam się też na spróbowanie tajemniczego, zielonego napoju na stoisku Storeko. Okazało się, że to sok z młodych liści jęczmienia, który nie miał szczególnych walorów smakowych (smakował jak zaparzane ziółka), ale jest za to ponoć bardzo zdrowy.


A także (już tradycyjnie) kupiłam bochenek domowego chleba ze stoiska GabaBa Eco Chleb, które było pięknie udekorowane jesiennymi kwiatami i owocami.



Stoisk i produktów było tak dużo, że nie sposób ich tu wszystkich wymienić. Dlatego zapraszam do galerii zdjęć na moim profilu na facebooku, a także na stronę organizatorów.

A Wam co się najbardziej podobało na festiwalu? :)

Galeria zdjęć na facebooku: tutaj

Strona festiwalu: www.najedzenifest.blogspot.com


PS. W prawej kolumnie bloga pojawiła się nowa funkcja: formularz kontaktowy. Jeżeli macie jakieś przemyślenia dotyczące mojego bloga albo restauracji w Krakowie, to zapraszam do pisania maili! :)



ORANGE BLOG TALKS TASTE - ZASTRZYK POZYTYWNEJ ENERGII

 

Chyba każdy z nas potrzebuje czasami zastrzyku pozytywnej energii i kreatywności. Dla mnie takim zastrzykiem było dzisiejsze spotkanie bloggerów kulinarnych Orange Blog Talks Taste, które odbyło się w mrocznym wnętrzu krakowskiego Klubu pod Jaszczurami. Chciałabym więc podzielić się z Wami kilkoma najbardziej inspirującymi wskazówkami, które z pewnością zaciekawią bloggerów nie tylko kulinarnych. :)



Tematy wykładów były dość różnorodne: od sposobu na opublikowanie własnej książki kulinarnej po aspekty prawne bloggowania i ochrony praw autorskich. Zdecydowanie najciekawsza wydała mi się prelekcja Pawła Tkaczyka pt. „Wizerunek blogera od kuchni”. Ta pełna zabawnych zdjęć i anegdotek prezentacja próbowała odpowiedzieć na pytanie: co zrobić, żeby nasze wpisy wyróżniały się spośród tysiąca innych blogów kulinarnych? Mi najbardziej zapadły w pamięć dwie wskazówki: 

 

1. nasze wpisy powinny być na tyle różnorodne, aby czytelnicy sięgali po nie przy różnych okazjach (np. ciekawostki o jedzeniu z bloga mogą pomóc przełamać lody, gdy nie klei się rozmowa w restauracji ;))

2. trzeba tak zaangażować czytelników, żeby zmienili się z odbiorców „pasywnych” w „aktywnych”, np. poprzez konkursy, wspólne wyjście do knajpki albo gotowanie (no i co Wy na to? :))




Dorota Kamińska z pozytywnakuchnia.pl opowiadała, jak można zacząć zarabiać na blogu dzięki współpracy z różnymi firmami (product placement, recenzje produktów), prowadzeniu warsztatów, występom w radiu i telewizji itp. Zdaniem Doroty reklamując produkty, powinniśmy zawsze być w zgodzie z sobą oraz ideą naszego bloga, żeby nie stracić wiarygodności i zaufania odbiorców. Ja na razie traktuję pisanie bloga jako zwykłe hobby, ale może kiedyś rady Doroty mi się przydadzą? Kto wie? :)



Na zakończenie Jakub Kaźmierczyk, który robi zdjęcia do kampanii reklamowych m. in. Pizza Hut i Starbucksa, opowiedział nam, jak niewielkim kosztem można zrobić apetyczne fotografie jedzenia. Oprócz sprzętu (który zdaniem prowadzącego nie musi być wcale super profesjonalny i drogi), najważniejsze jest oświetlenie (najlepsze jest ponoć światło dzienne, przefiltrowane przez szare zasłony) oraz stylizacja. Dowiedzieliśmy się, jak za pomocą kilku zbitych ze sobą desek, kolorowego brystolu albo szpargałów znalezionych na strychu można stworzyć atrakcyjną i oryginalną kompozycję, która nada naszemu zdjęciu niepowtarzalny klimat.



To było moje pierwsze bloggowe spotkanie tego typu i bardzo się cieszę, że na nie poszłam. Spotkałam ciekawych, inspirujących ludzi, poznałam sporo „sztuczek” bloggerskich i miło spędziłam sobotnie popołudnie. Po wyjściu z konferencji doszłyśmy z Gosią z Kraków gotuje do takich samych wniosków: pora przemeblować swojego bloga i tchnąć w niego powiew świeżości! :)

Pełna lista wykładów znajduje się na tej stronie: tutaj 
Więcej informacji także na facebooku: tutaj


sobota, 19 października 2013

GENJI SUSHI - PRZYCZAJONA TEMPURA, UKRYTE UMAMI

 

Jakiś czas temu na blogu opisywałam podstawowe pojęcia dotyczące sushi oraz podałam przepis na ekonomiczną, domową wersję tej potrawy (do poczytania tutaj). Teraz nadszedł czas na relację z jednego z moich ulubionych sushi barów w Krakowie - Genji Sushi na Kazimierzu.
 




Genji Sushi mieści się na dwóch poziomach: na dość jasnym, dość przestronnym parterze oraz w mrocznej i niestety lekko dusznej piwnicy. Oba poziomy pełne są japońskich bibelotów i dekoracji, które tworzą ciekawy, orientalny klimat. Nazwa restauracji pochodzi od japońskiego dzieła literackiego z XI wieku, uznawanego za pierwszą powieść na świecie. „Genji monogatari” czyli „Opowieść o księciu Promienistym” to historia życia i podbojów miłosnych księcia Genjiego, napisana przez japońską arystokratkę, Shikibu Murasaki. Myślę, że jest to bardzo ciekawy wybór nazwy - brzmi ona dość prosto i melodyjnie, a równocześnie nawiązuje do jednego z największych dzieł kultury japońskiej.




Jedzenie sushi nie należy do najtańszych rozrywek, jednak nie jest aż tak strasznie drogie, jak się może wydawać, zwłaszcza jeżeli ma się krakowską zniżkową Kartę na Plus. Z reguły jeden zestaw w Genji (od 35 zł wzwyż) pozwala najeść się jednej średniogłodnej osobie. Jeżeli jesteście bardzo głodni, polecam wziąć zestaw z dużą ilością ryb oraz dodatków w tempurze (smażonych w cieście naleśnikowym na głębokim tłuszczu. Bardzo smaczne i bardzo tuczące! :)). Można też zamówić na przystawkę np. zupę z pastą sojową miso (5 zł). Ma ona dość specyficzny smak, który powinien przypaść do gustu miłośnikom tofu (my niestety do nich nie należymy...). Smaczniejsza i bardziej pożywna okazała się za to zupa wantang z pierożkami (13 zł).




Moimi faworytami smakowymi są uramaki (rolki z ryżem na zewnątrz) z chrupiącymi krewetkami w tempurze oraz nigiri (kulki ryżu z rybą na wierzchu) z rybą maślaną. Ryba ta - zgodnie ze swoją nazwą - jest maślana w smaku i rozpływa się w ustach (uwaga: u niektórych osób ryba maślana może wywołać zatrucie pokarmowe). We wszystkich zestawach dzięki idealnemu połączeniu lekkich składników (ryż, świeży ogórek, wodorosty nori) z bardziej tuczącymi (ryby, krewetki, tempura) wyraźnie czuć umami - jeden z pięciu podstawowych smaków, opisywany jako mięsny, tłusty, pyszny.



W Genji jedliśmy już kilka razy i za każdym razem jedzenie było równie smaczne i świeże. Obsługa jest bardzo sympatyczna, ale różnie bywa z czasem oczekiwania. Raz czekaliśmy na jedzenie ponad godzinę (!), bo ponoć w restauracji panował niespodziewanie duży ruch. Kiedy przy następnej okazji opowiedzieliśmy o tym kelnerce, ta postanowiła zatrzeć złe wrażenie z naszej poprzedniej wizyty i już w ciągu 10 minut na naszym stole pojawiły świeżutkie potrawy. Genji sushi to świetne miejsce na romantyczną randkę w jednej z mrocznych sal w piwnicy, obiad ze znajomymi albo po prostu szybki lunch z pysznym sushi i umami.



Adres: ul. Dietla 55, Kraków (Kazimierz)



niedziela, 13 października 2013

KRAKOWSKIM TARGIEM – NAJBARWNIEJSZY FESTYN TEGO SEZONU

 

Nie wiem, jak Wy, ale ja uwielbiam tradycyjne targi z warzywami, oscypkami i innymi lokalnymi wytworami. Z reguły sprzedawane tam produkty są świeższe i bardziej aromatyczne niż w hipermarketach, a atmosfera jest znacznie bardziej przyjacielska i beztroska.




Dlatego bardzo ucieszyła mnie wiadomość o Festiwalu placów targowych „Krakowskim Targiem”, który odbył się wczoraj (12.10.2013) na Placu Nowym na krakowskim Kazimierzu.




Choć lato i jesień obfitowały w świetne festiwale kulinarne w Krakowie (o czym można się przekonać w zakładce „Festiwale”), myślę, że był to najbardziej kolorowy i różnorodny festyn tego sezonu.



Na straganach wspaniale prezentowały się płody jesieni, zwłaszcza pękate dynie i soczyste winogrona. Nie zabrakło też grzybów. Ja najbardziej lubię rydze smażone na maśle, które są potrawą prostą, ale genialną.


Wzrok przyciągał też stragan z misternymi rzeźbami z owoców i warzyw stworzonymi przez Zespół Szkół Przemysłu Spożywczego. Urzekły mnie ich różyczki z cukinii.


Poza jedzeniem było też kilka stoisk z ręcznie robioną biżuterią, antykami i różnymi bibelotami. Może ktoś się skusił tę uroczą budkę dla ptaków?






W powietrzu unosił się zapach dymu i smakowitych, gorących potraw, m. in. pierogów i dań marokańskich. Niestety chętnych do degustacji było tylu, że nie udało mi się nigdzie dopchać. Może mam za małą siłę przebicia? :/




Udało mi się za to kupić miód wrzosowy, drewnianą łyżkę, tradycyjny biały ser, koszyczek słodkich malin i przyprawę do kawy z kardamonem. Jak zwykle wydałam więcej, niż zamierzałam, ale pocieszam się tym, że mam teraz smakowite pamiątki z festiwalu.




A tym, którzy nie mogli dzisiaj dotrzeć na festyn, polecam otwarte przez cały rok tradycyjne krakowskie targi, zwłaszcza Stary Kleparz, Plac na Stawach i Plac Nowy. Dzięki nim robienie zakupów może stać się prawdziwą przyjemnością. :)

Strona www: tutaj



niedziela, 6 października 2013

FOODSTOCK W KRAKOWIE - DOOKOŁA ŚWIATA W JEDNO POPOŁUDNIE

 
Niedawno wróciliśmy z alternatywnego festynu kulinarnego Foodstock: Berlin Edition, który odbył się dzisiaj w dawnym komunistycznym hotelu Forum w Krakowie. Po wejściu do restauracji Forum Przestrzenie natknęliśmy się na plątaninę ludzi, dzieci i psów. Nad tym wszystkim unosiły się dźwięki muzyki puszczanej przez DJa, a w powietrzu przepływały pyszne zapachy jedzenia.


Najpierw stanęliśmy w kolejce po kupony, które stanowią oficjalną walutę Foodstocku. Jeden kupon kosztuje 5 zł i zazwyczaj wystarcza na kupienie jednej porcji jedzenia, chociaż bywały też produkty (np. burgery), które kosztowały 2 albo nawet 3 kupony.




Potem poszliśmy rozejrzeć się po stoiskach z jedzeniem, które były wyjątkowo różnorodne: od sushi, przez indyjskie pierożki aż po ciasta i koktajle owocowe. Największa zainteresowanie wzbudzał Hamsa hummus & happiness serwujący aromatyczne dania z Bliskiego Wschodu oraz Youmiko, w którym można było spróbować temaki, czyli sushi w kształcie stożka. Mi już niestety zabrakło cierpliwości i po odstaniu 15 min po falafela w picie (swoją drogą, rzeczywiście bardzo smacznego), nie chciało mi się ustawiać w kolejnej długaśnej kolejce po sushi. A szkoda, bo wyglądało bardzo apetycznie.



Dużą popularnością cieszył się również pomarańczowy van BurgerTaty, w którym na realizację zamówienia trzeba było czekać aż 30 min. Ale było warto, bo burger był naprawdę smaczny: z soczystą wołowiną, chrupką bułką i świeżymi warzywami. Jedynym sprzedającym, który bezpośrednio nawiązał do tematu przewodniego festiwalu, czyli Berlina, był blog Gotowanie z pasją, który przygotował tartę z nadzieniem z kartoffelsalat (niemieckiej sałatki ziemniaczanej) oraz muffinki o smaku... currywurst, czyli niemieckiej kiełbasy z mocno przyprawionym sosem pomidorowym. Gratuluję pomysłowości! :)




Na deser kupiliśmy w BonJour CaVa pyszną tartę owocową i ciasto „pleśniak” z bezą i konfiturą porzeczkową. Co ciekawe, chociaż zazwyczaj nie przepadam ani za bezą (która zawsze wydaje mi się za słodka), ani za porzeczkami (za kwaśne), to połączenie tych dwóch smaków wydało mi się naprawdę fantastyczne. A do domu wzięliśmy jeszcze chleb ze śliwką i domowy smalec ze stoiska Eco - Chleb. Mniam. :)




Foodstock to świetny pomysł na poznanie różnych smaków z całego świata w ciągu jednego popołudnia. Jedynym minusem były spore kolejki do najbardziej obleganych stoisk, ale to chyba tylko świadczy o dużym zainteresowaniu, jakim się cieszył dzisiejszy festyn. Będąc tam, czułam mnóstwo pozytywnej energii, płynącej nie tylko ze zjedzonych kalorii. ;)



Strona www: www.brokenmusic.pl 
Facebook page: here

czwartek, 3 października 2013

ZWYCIĘSKA PITAJA CZYLI SMOCZY OWOC

 
Właśnie się dowiedziałam, że moje zdjęcie owoców pitaji zdobyło nagrodę w konkursie fotograficznym zorganizowanym przez Wolną Kuchnię. Dziękuję bardzo organizatorom za kreatywny sposób na rozruszanie kulinarnej blogosfery oraz wszystkim internautom, którzy swoimi lajkami i komentarzami pomogli mi wygrać. :)

A teraz pytanie zasadnicze: czym właściwie jest ta cała pitaja?




Pitaja, zwana również smoczym owocem, wygląda jak jajo jakiegoś mitycznego stwora. W rzeczywistości jest to owoc kaktusa, który kwitnie tylko po zapadnięciu zmroku, dlatego jest nazywany „królową nocy” lub „księżycowym kwiatem”. Swoją intensywnie różową skórką i „piegowatym” miąższem pitaja przyciągnęła naszą uwagę, gdy przechadzaliśmy się po La Boqueria, czyli targu z tradycyjnym hiszpańskim jedzeniem w Barcelonie. Skuszeni jej osobliwym wyglądem, spodziewaliśmy się równie niecodziennego smaku, jednak spotkał nas zawód. Owoc był słodkawy, ale tak naprawdę dość mdły i niezbyt wyrazisty. Na szczęście jedliśmy go też w sałatce z innymi egzotycznymi owocami, które dodały mu trochę charakteru.




Na targu La Boqueria widzieliśmy też ogromne świńskie nogi z raciczkami. Była to długo dojrzewająca hiszpańska szynka, jamón (wymawiana „hamon”), której ani smak, ani specyficzny zapach niestety nie zyskały naszej sympatii.



Z pewnym niepokojem patrzyliśmy też na owoce morza, które były tak świeże, że jeszcze się ruszały... Niektóre skorupiaki miały nawet związane szczypce, żeby nie zaczepiały nieostrożnych kupujących. Innych turpistycznych „przysmaków”, typu obdarty ze skóry królik, woleliśmy już nie fotografować. Chyba jednak wolę zostać przy pitaji i innych owocach... 


sobota, 28 września 2013

SUSHI DLA POCZĄTKUJĄCYCH - Z CZYM TO SIĘ JE?

 

- Co? Surowa ryba? Fuj! - tak często reagują ludzie, kiedy dowiadują się, że uwielbiam sushi. Jednak w rzeczywistości surowe mięso ryby (tzw. sashimi) stanowi tylko jeden z bardzo wielu dodatków, których gama jest bardzo szeroka: od wędzonego węgorza, przez awokado, aż po zwykłego ogórka. Więc czym właściwie jest to całe sushi i z czym się je je?



Przez wiele lat wydawało mi się, że robienie sushi to elitarne zajęcie zarezerwowane dla wybitnych sushi masterów, którzy spędzili lata na nauce w Japonii. I pewnie rzeczywiście tak jest. Ale pewnego dnia trafiłyśmy z Emi na warsztaty w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha prowadzone przez sushi mastera z krakowskiej Edo Sushi Bar (większość zdjęć pochodzi właśnie z tych warsztatów). Tam nauczyłyśmy się robić dwa najpopularniejsze rodzaje tej potrawy:

  • maki-zushi - pokrojona na kawałki rolka z wodorostów, ryżu oraz nadzienia 
  • nigiri-zushi - formowana w dłoni kulka ryżu przykryta kawałkiem ryby
Od tej pory domowe sushi stało się jednym z moich ulubionych pomysłów na obiad ze znajomymi. I choć moja wersja tej potrawy nigdy nie zdobędzie gwiazdki Michelina, to jest znacznie tańsza niż wyjście do restauracji, a robienie jej dostarcza sporo frajdy. :)




W supermarketach na dziale żywności „egzotycznej” można znaleźć większość podstawowych składników i akcesoriów, takich jak:


  • nori - sprasowane wodorosty, wbrew pozorom są całkiem smaczne, a do tego zawierają sporo witamin i minerałów
  • ryż - ryż do sushi jest z reguły dość drogi, więc często zastępujemy go ryżem basmati
  • ocet ryżowy - wzbogaca smak ryżu
  • wasabi - zielony chrzan japoński, jest bardzo ostry, więc świetnie nadaje się do leczenia przeziębień ;)
  • marynowany imbir (zwany gari) - do oczyszczania kubków smakowych między kolejnymi porcjami
  • sos sojowy - do maczania sushi (opcjonalnie)
  • mata bambusowa - do rolowania maki-zushi
  • pałeczki do jedzenia - jeżeli nie umiecie się nimi posługiwać, to mam dla Was dobrą wiadomość - japońska etykieta pozwala jeść sushi palcami :)




Dodatki kupuję zazwyczaj na lokalnym targu, gdzie w budkach z warzywami i rybami można dostać świeże produkty. Moje ulubione składniki nadzienia to:
  • wędzony łosoś
  • surimi (paluszki krabowe)
  • awokado
  • świeży ogórek
  • tykwa marynowana (słodkawa w smaku)
  • marynowana rzodkiew (ma charakterystyczny żółty kolor)
  • sezam - do posypania



Gdy wszystko jest już kupione, siadamy ze znajomymi przy dużym stole i zaczynamy krojenie dodatków, komponowanie nadzienia, zawijanie rolek i najprzyjemniejszą część - degustację. Sushi powinno popijać się zieloną herbatą albo ewentualnie japońskim winem śliwkowym, jednak w niskobudżetowej wersji domowej najczęściej zadowalamy się piwem śliwkowym z marketu.



Domowe sushi jest świetną zabawą kulinarną, ale jeżeli macie ochotę na profesjonalnie przygotowane sushi, to już niebawem będziecie mogli przeczytać na blogu recenzję jednej z moich ulubionych restauracji sushi w Krakowie! :)



Filmik, jak zrobić sushi:



Podstawowe informacje o sushi oraz sklep internetowy ze składnikami:
www.przepisnasushi.pl

Portal o sushi (przepisy, historia, linki do filmików instruktażowych): 
www.sushi-online.pl