Dziś macie jeszcze ostatnią szansę, żeby wybrać się na XI Festiwal Pierogów, który odbywa się w ten weekend na Małym Rynku w Krakowie. Można tam zjeść pierogi różnej maści - od tych najzwyklejszych, jak ruskie czy z mięsem, po najbardziej wymyślne: czerwone z nadzieniem z czerwonej kapusty, z kaczką i żurawiną, z oscypkiem i wiele innych. Cena jednego pieroga to ok. 1,50-2 zł.
Ja się skusiłam na pierogi czekoladowe z truskawkami z Magillo, które niestety wydały mi się dość mdłe. Natomiast przepyszne okazały się pierogi z nadzieniem bakaliowym z Resto Prego. Zachęcona ich oryginalnym smakiem, na tym samym stoisku kupiłam też inne specjały: z mięsem, z kapustą i grzybami oraz z malinami. Wszystkie okazały się równie smaczne. :) A czy wiecie, który polski święty jest patronem pierogów? Odpowiedź na ostatnim zdjęciu! :) Strona o festiwalu
Z myślą o moich zagranicznych czytelnikach, którzy śledzą mojego anglojęzycznego bloga Fussy in Kraków, postanowiłam stworzyć polsko-angielski słownik najważniejszych polskich potraw. Może Wam też się przyda, gdy będzie próbowali wytłumaczyć jakiemuś cudzoziemcowi zawiłości kuchni środkowoeuropejskiej. :)
Barszcz
Tradycyjne polskie potrawy
Traditional Polish dishes
bigos
a Polish national dish made of cabbage,
sauerkraut, cuts of meat and sausages. My family eats bigos during
Christmas time and we season it with forest mushrooms and a glass of red
wine. It's strange but delicious!
gołąbki
cabbage rolls made of cabbage leaves
stuffed with spiced minced meat and rice, sometimes served with tomato
sauce.
gulasz
goulash, meat stew. It's the national dish of Hungary but Poles also love it and eat it a lot.
kasza
groats. The most popular is kasza gryczana (buckwheat groats) often served with gulasz or meatballs.
kaszanka
a traditional blood sausage made of kasza gryczana (buckwheat groats) among other things...
kisiel
a fruit dessert similar to jelly. Served warm or cold, sometimes with pieces of fruit or cream.
kotlet schabowy
pork cutlet coated with breadcrumbs.
It's very similar to a Viennese schnitzel but we still believe it's one
of our national dishes. ;)
pierogi
Polish dumplings. The fillings may
range from meat, to sauerkraut, to fruits (especially blackberries) but I
especially love pierogi ruskie (literally Russian pierogi) filled with
boiled potatoes, cottage cheese and onion.
placki ziemniaczane
fried potato pancakes. They're usually
garnished with gulasz (see above), mushroom sauce or sour cream.
Probably my favourite Polish dish. :)
smalec
lard with crispy pieces of pork rinds. Bread with smalec and a pickled cucumber is often served as a starter.
zupa
soup. Polish people love soups of all
kinds but the most popular ones are: pomidorowa (tomato soup), jarzynowa
(vegetable soup), barszcz (beetroot soup), krupnik (barley soup), and żurek
(sour rye soup).
żurek
sour rye soup. Traditionally, we eat it
for Easter breakfast. Żurek is usually garnished with a piece of
sausage, boiled egg or potatoes (or all of them at once).
Gołąbki
I jeszcze kilka najbardziej przydatnych słówek na wypadek, gdyby Wasz cudzoziemiec trafił do jakiejś restauracji, w której nie ma angielskiego menu.
Mięso i ryba
Meat and fish
indyk
turkey
kiełbasa
sausage
kurczak
chicken
łosoś
salmon
pstrąg
trout
ryba
fish
szynka
ham
wątróbka
fried liver with onions
wieprzowina
pork
wołowina
beef
żeberka
pork ribs
Warzywa i dodatki
Vegetables and side dishes
frytki
French fries
kapusta
cabbage
kapusta kiszona
sauerkraut
kasza
groats
marchewka
carrot
ogórek
cucumber
ogórek kiszony
pickled cucumber
pomidor
tomato
sałata
lettuce
sałatka
salad
ziemniaki
potatoes
Sernik
Desery
Desserts
ciasto
cake
lody
ice cream
sernik
cheesecake
szarlotka
apple pie
Napoje
Beverages
piwo
beer
kawa
coffee
kompot
juice made of various fruits boiled in water. In most restaurants it's cheaper than bottled soft drinks.
herbata
tea
wino
wine
wódka
vodka
Placki ziemniaczane
I jeszcze moja ulubiona polska piosenka o jedzeniu: Addio Pomidory! ;)
Zazwyczaj wolę lżejsze dania,
zwłaszcza latem, ale czasami nachodzi mnie nieodparta ochota na
placki ziemniaczane... Wtedy często wybieram się do restauracji W
Starej Kuchni niedaleko Rynku, która serwuje tradycyjne polskie
potrawy, smakujące niemal jak domowe.
Wystrój jest stylizowany na starą,
wiejską chatę: pod sufitem wiszą żeliwne patelnie, pęta kiełbasy
oraz warkocze czosnku. W drewnianych szafkach stoją kolorowe
przetwory w pękatych słojach, z których część można nawet
kupić do domu. Opalany drewnem piec rozsiewa zimą przytulne ciepło.
Do tego wszystkiego nie pasuje mi tylko malowidło ścienne w jednej
z sal przedstawiające ogromny księgozbiór. Czyżby polska wieś w
XIX wieku dysponowała takimi luksusami jak bogato wyposażona
biblioteczka? ;)
Podawane tu placki ziemniaczane są
chrupkie i świeże, absolutnie przepyszne. Zazwyczaj zamawiamy je w
jednej z dwóch postaci: pojedynczych placków w sosie grzybowym (32
zł) albo ogromnego młyńskiego koła z oscypkiem, boczkiem i
żurawiną (37 zł). To drugie danie jest tak duże, że osobom o
mniejszej pojemności żołądka radzę wziąć je z kimś na spółkę.
Czasami, gdy najdzie nas ochota na coś bardziej mięsnego, bierzemy
pieczone żeberka, które są również smaczne i bardzo, bardzo
sycące.
Miłym akcentem jest oferowana przez
restaurację przegryzka przed posiłkiem (zazwyczaj chleb ze smalcem
albo podpłomyki z masłem czosnkowym) oraz kieliszek nalewki
wiśniowej po jedzeniu. Wiśniówka jest nie tylko smakowita, ale też
pomaga w trawieniu tych dość ciężkich potraw. I choć zawsze
wychodzę ze Starej Kuchni najedzona jak po obiedzie u babci, to nie żałuję
ani jednej, pysznej kalorii...
„Życie jest jak pudełko czekoladek
- nigdy nie wiesz, co ci się trafi”. Pamiętacie ten nieco
wyświechtany cytat z Forresta Gumpa? To on właśnie przyszedł mi
do głowy, gdy w słoneczne sobotnie popołudnie wybrałam się na obiad
do restauracji Bombonierka na krakowskim Kazimierzu, tuż obok mojej
ukochanej Mleczarni.
Po słodkobrzmiącej nazwie
spodziewałam się różowego, rokokowego wystroju pełnego kokardek
i falbanek. Nic bardziej mylnego. Bombonierka jest urządzona w stylu
nowoczesnego etno, przypominającym trochę nowe sale krakowskiego
muzeum etnograficznego. Ściany ozdobione są motywem ludowych
wycinanek oraz wirujących tancerek w kwiecistych spódnicach. Z lamp
zwisają dziergane obrusiki, a na drzwiach oddzielających
restaurację od zaplecza straszy wizerunek ponurych chłopów
ubranych w tradycyjne stroje krakowskie.
Z takim wnętrzem najlepiej
współgrałaby jakaś energiczna muzyka folk w stylu Kapeli ze Wsi Warszawa
czy chociażby Zakopower, ale tu kolejne zaskoczenie - z głośników
prawie cały czas rozbrzmiewał „sułtan polskiej piosenki”,
czyli Krzysztof Krawczyk, przeplatany biesiadnymi hitami Kayah i
Bregović. Jeżeli właścicielom Bombonierki zależało na
stworzeniu przaśnego, swojskiego klimatu muzycznego - to im się
udało...
Ale największą niespodzianką- tym
razem bardzo pozytywną - było jedzenie. Co prawda w menu królują
mięsiwa i ryby w różnej postaci, więc wegetarianie mogą mieć
dość ograniczony wybór, ale za to dania, które wybraliśmy, były
absolutnie przepyszne. Pierś z kurczaka w sosie kurkowym (19 zł)
rozpływała się w ustach, podobnie jak pysznie doprawione ziemniaki
z patelni (5 zł). W polędwiczkach wieprzowych z grilla w sosie
borowikowym (28 zł) chrupały kawałki prawdziwych grzybów leśnych,
a ziemniaki z pieca były polane wyrazistym sosem czosnkowym (6 zł).
Na deser skusiłam się na wyborny Deser z bombonierki (14 zł),
czyli mocno czekoladowe ciasto ozdobione świeżymi owocami i bitą
śmietaną. Mniam. :)
Na początku w Bombonierce rozczarował mnie trochę brak spójności nazwy, wystroju i muzyki, ale świetne
jedzenie sprawiło, że wszystkie moje zastrzeżenia zeszły na
dalszy plan. Muszę przyznać, że był to jeden najlepszych obiadów,
jakie ostatnio jadłam w Krakowie. Polecam Bombonierkę na spotkania
z rodziną lub znajomymi, zwłaszcza z tymi, którzy lubią zjeść
polskie potrawy w nietypowej odsłonie.
A na deser proponuję piosenkę Basi
Stępniak i Grzegorza Turnaua o bombonierce. :)
W letnie weekendy, kiedy upał w mieście stawał się nie do zniesienia, wsiadaliśmy często w samochód i jechaliśmy do Puszczy Niepołomickiej. Tam w cieniu drzew, które pewnie pamiętają jeszcze polowania polskich królów sprzed wieków, spacerowaliśmy po lesie, rozkoszując się ciszą i spokojem. Ruch na świeżym powietrzu zaostrzał nasz apetyt, więc w drodze powrotnej wpadaliśmy do restauracji Skorpion we wsi Grodkowice.
Nazwa Skorpion kojarzyła mi się z mroczną spelunką odwiedzaną przez harleyowców w skórzanych kurtkach, więc bardzo zaskoczyło mnie kiczowato-różowe wnętrze w stylu Carringtonów. Na szczęście na zewnątrz stoi kilka drewnianych stolików, które znacznie bardziej przypadły nam do gustu. Krzewy i kwiaty w donicach przed restauracją tworzą piknikową atmosferę. Jest tu nawet oczko wodne z drewnianym mostkiem i anemiczną fontanną.
Moim ulubionym daniem jest smażony pstrąg: świeży i chrupiący smakował wybornie za każdym razem, kiedy jedliśmy go w Skorpionie. Niestety nie da się tego powiedzieć o wszystkich potrawach serwowanych w tej restauracji. Kotlet schabowy był też bardzo smaczny, prawie jak domowy, ale już placki ziemniaczane po węgiersku trafiły na stół zimne i przesolone. Po interwencji u kelnera nowa porcja placków była już tylko przesolona... Poza tym frytki smakowały, jakby były smażone na starym tłuszczu, więc znacznie lepszym wyborem okazały się młode ziemniaki z wody. Na szczęście surówki ze świeżych warzyw pomagały zabić smak mniej udanych potraw.
Skorpion to przyjemne miejsce na rodzinny obiad za miastem. Można tu zabrać psa, który nie powinien nikomu przeszkadzać w strefie stolików piknikowych. Atrakcję dla dzieci stanowi mostek oraz drewniana huśtawka, a dorosłych może zachęcić do przyjazdu chwila wytchnienia od wielkomiejskiego zgiełku oraz przepyszny pieczony pstrąg. Cieszę się, że już coraz bliżej sezon na spacery po Puszczy Niepołomickiej i pstrągi. :) English version Więcej zdjęć
Tyniec to idealne miejsce na spędzenie leniwego popołudnia za miastem. Benedektyńskie opactwo w Tyńcu to popularne centrum religijno-rekreacyjne na obrzeżach Krakowa. Oprócz nabożeństw odprawianych przez mnichów, strawę duchową zapewnia Muzeum Opactwa w Tyńcu, w którym znajdują się bogate zbiory sztuki sakralnej. Miłośnicy sztuki na pewno z przyjemnością zwiedzą barokizowane wnętrze kościoła z ciekawą amboną w kształcie łodzi. A jeżeli po zwiedzaniu opactwa najdzie Was ochota na małe co nieco, to warto zajrzeć do klasztornej restauracji.
Wejście do Mniszego Co Nieco znajduje się w jednej z kamiennych bram prowadzących na dziedziniec opactwa. Ascetyczny wystrój dwóch niewielkich sal przywodzi na myśl klasztorny refektarz: ceglane ściany, na których zawieszono wizerunki mnichów, drewniane stoły bez obrusów oraz niezbyt wygodne ławki bez oparć. Na półkach stoją przetwory w słoikach oraz gliniane butelki z miodem pitnym.
Nazwy potraw też przypominają o klasztornym charakterze restauracji: żurek św. Placyda, przysmak ojca opata, czy tort czekoladowy św. Marty z konfiturą wiśniową. My zamówiliśmy pierogi sióstr zakonnych (12 zł) oraz małą ucztę oblatów, czyli placki ziemniaczane ze śmietaną (12 zł). Pierogi były bardzo smaczne, zwłaszcza te z kapustą i grzybami. Placki ziemniaczane też były dobre, ale miałam wrażenie, że olej, na którym zostały usmażone, nie był pierwszej świeżości. Mimo to mój żołądek nie zbuntował się po wyjściu z restauracji, co dobrze świadczy o jakości potraw tam serwowanych. Być może w trawieniu tłustych placków pomógł mi też pyszny kompot benedyktyński z suszonych owoców (5 zł).
Do Tyńca można dotrzeć samochodem lub autobusem, jednak najprzyjemniej przyjechać tu ścieżką rowerową wzdłuż Wisły. W słoneczne weekendy ścieżka pełna jest rowerzystów, rolkarzy i spacerowiczów, rozkoszujących się pięknymi widokami i świeżym powietrzem. W sezonie letnim do opactwa można też dopłynąć tramwajem wodnym albo kajakiem. Tyniec i Mnisze Co Nieco to świetne miejsca na spędzenie weekendu z przyrodą, kulturą i smacznym jedzeniem. English version Więcej zdjęć
Adres: ul. Benedyktyńska 37, Tyniec, Kraków strona www: www.benedicite.pl