Pokazywanie postów oznaczonych etykietą śniadanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą śniadanie. Pokaż wszystkie posty

sobota, 3 sierpnia 2013

TRIBECA U SZOŁAYSKICH - KAWA W SZUFLADZIE

TriBeCa to nie tylko nazwa nowojorskiej dzielnicy, ale również sieć przymuzealnych kawiarni w Krakowie. Moją ulubioną TriBeCą jest ta na placu Szczepańskim, który ostatnimi czasy zaczął tętnić życiem dzięki nowej fontannie multimedialnej, a także nowym knajpkom (m.in. Charlotte). Kawiarnia TriBeCa u Szołayskich dobrze wpisuje się w ten nowy, dynamiczny klimat.


Najczęściej wpadam tu na kawę ze znajomymi albo szybki lunch, gdy akurat mam coś do załatwienia w okolicach Rynku. Usiąść można albo w ogródku z widokiem na plac Szczepański i Pałac Sztuki, albo na wewnętrznym patio, albo w przestronnej, chłodnej sali. Wystrój sali jest dość przyjemny, choć raczej minimalistyczny. W ciągu dnia jest tu bardzo jasno i dość spokojnie, więc często zauważam tu ludzi, którzy przyszli popracować na swoich laptopach. Jeżeli kogoś nie rozprasza kawiarniany gwar, to rzeczywiście może to być świetne miejsce do pracy.


Na drabinie z półkami leżą książki o sztuce (w różnych językach), więc czekając na zamówienie można się dokształcić historyczno-sztucznie. Zwłaszcza, że czekanie na pojawienie się obsługi jest jedną z cech charakterystycznych w tej kawiarni. Dlatego jeżeli czekanie zbytnio się przedłuża, to po prostu podchodzę do lady, żeby złożyć zamówienie albo zapłacić za rachunek. Dzięki temu unikam wielu niepotrzebnych frustracji...


Moim zdaniem największą zaletę kawiarni TriBeCa jest kawa. Niektóre kawy smakowe są trochę dla mnie za słodkie, dlatego ostatnio stawiam na klasykę, czyli latte (8-12 zł) albo cappuccino (8-12 zł). Ale dla osób nie bojących się cukru, polecam np. mrożoną kawę z lodami miętowymi (12 zł). Bardzo dobre są tu też kanapki i inne przekąski. Ostatnio jadłam tam przepyszną bagietkę na ciepło z kurczakiem, serem i mnóstwem warzyw (14 zł). Natomiast z deserami bywa różnie... Czekoladowy tort TriBeCa (12 zł) był bardzo smaczny, chociaż trochę za słodki. Natomiast ten niekształtny placek na zdjęciu poniżej to ponoć tiramisu (11 zł). Nie przypominał on w smaku żadnego innego tiramisu, które w życiu jadłam, i niestety nie jest to komplement...



Będąc w TriBeCe warto zajrzeć na wystawy Muzeum Narodowego, które znajdują się w tym samym budynku: „Zawsze Młoda! Polska sztuka około 1900” oraz „Szuflada Szymborskiej”. Ta druga wystawa nie tylko jest zupełnie darmowa, ale do tego ma interaktywną, lekko surrealistyczną formę. Pamiątki po poetce prezentowane są w szufladach, które można samemu otwierać, i tworzą coś w rodzaju kunstkamery, czyli pokoju dziwów. Kamienica Szołayskich to świetne miejsce na spędzenie popołudnia ze sztuką, Noblistką oraz kawą.


PS. A pamiętacie prześmieszne wierszyki o jedzeniu zwane „lepiejami”, które tworzyła Wisława Szymborska? :)

„Lepsza ciotka striptizerka, niż podane tu żeberka”
„Lepsza w domu świekra z zezem, niż tu jajko z majonezem”
„Lepiej mieć horyzont wąski, niż zamawiać tu zakąski”



Adres: Plac Szczepański 9, Kraków

piątek, 14 czerwca 2013

CHARLOTTE W KRAKOWIE - FRANCUSKIE PRZYSMAKI


Uwielbiam niemal wszystko, co francuskie, szczególnie język i kuchnię. Nie macie czasami wrażenia, że wszystko po francusku brzmi bardziej dystyngowanie i elegancko? Prześmieszna książka „Jak rozmawiać ze ślimakiem” wymienia nazwy potraw, które po francusku brzmią apetycznie, a w każdym innym języku - co najmniej dziwacznie, np. pain perdu to dosłownie zagubiony chleb (grzanka francuska), a foie gras to tłusta wątroba (rodzaj pasztetu). Nic więc dziwnego, że Francuzi jedzą wiele na pozór niejadalnych rzeczy - wystarczy, że nadadzą im odpowiednią nazwę i voilà! :)



Zwabiona francuskością lokalu wybrałam się do Charlotte razem z moją koleżanką, która pisze bardzo fajnego bloga o gotowaniu. Ponoć warszawska Charlotte na placu Zbawiciela ma opinię „lansiarskiej” i „hipsterskiej”, ale w jej krakowskiej fillii nie zaobserwowałyśmy niczego podobnego. Było sympatycznie i swobodnie. Usiadłyśmy na stołkach barowych przy wielkiej witrynie niedaleko wejścia. Stołki okazały się strasznie niewygodne, ale przynajmniej miałyśmy świetny widok na plac Szczepański i ogródek piwny przed lokalem. Wolne miejsca były też na antresoli i w głębi lokalu w dużej sali o dość industrialnym wystroju, ale nie chciało nam się już przesiadać.


Zamówiłyśmy quiche (rodzaj tarty) ze szparagami i croque-madame (17 zł), czyli dosłownie chrupiącą panią. Croque-madame to grillowany tost z wędliną i żółtym serem, wzbogacony o jajko sadzone. I właśnie to jajko odróżnia madame od jej uboższego krewnego, croque-monsieur, czyli chrupiącego pana. Mój tost miał bardzo smaczną wkładkę w postaci pieczonego indyka i sera Gruyère, ale miał też jedną podstawową wadę: nie chrupał. Słabo zapieczony chleb ciągnął się niczym guma i niestety psuł cały efekt.


Danie główne popijałyśmy wyśmienitą (i niedrogą) lemoniadą firmową (4,50 zł), a na deser wzięłyśmy gorącą czekoladę (9 zł), która konsystencją przypominała raczej kakao, ale i tak była bardzo smaczna i aromatyczna. A na zakończenie miłego wieczoru postanowiłyśmy uraczyć się kieliszkiem białego wina, dzięki czemu poczułyśmy się już jak rasowe Francuzki. :)


Myślę, że Charlotte to fajne miejsce na samotny posiłek, albo wypad ze znajomymi. Ponieważ zestawy śniadaniowe serwowane są aż do 23.00, nie trzeba się martwić wczesnym wstawaniem. Obsługa dość miła, ale prawie w ogóle nie podchodziła do naszego stolika, więc musiałyśmy składać wszystkie zamówienia przy kasie. Na szczęście nie miałyśmy daleko. ;) Największym plusem są francuskie przysmaki (choć jak widać, nad niektórymi trzeba jeszcze popracować) oraz świetna lokalizacja na urokliwym placu Szczepańskim. 

Chcesz obejrzeć więcej zdjęć? Kliknij tutaj!

Read it in English! :)


Adres: Plac Szczepański, Kraków

PS. Na deser proponuję surrealistyczną lekcję francuskiego w piosence. ;)

niedziela, 26 lutego 2012

MLECZARNIA x 2


Wiele osób zna klubo-kawiarnię Mleczarnia, ale nie wszyscy wiedzą, że Mleczarnie są dwie: jedna w Krakowie, a druga we Wrocławiu. Obie charakteryzują się staroświeckim wystrojem i tajemniczym klimatem. Na ścianach wiszą czarno-białe zdjęcia z czasów naszych pradziadków, stoły są przykryte koronkowymi serwetami, a meble wyglądają jakby zostały właśnie wyciągnięte ze strychu. Wieczorami jedynym źródłem światła są świece, co z jednej strony buduje romantyczną atmosferę, ale z drugiej dostarcza dodatkowych emocji przy chodzeniu po nierównej podłodze. 



Menu obu Mleczarń jest podobne, chociaż występują pewne różnice regionalne. Jak sama nazwa wskazuje, ich specjalnością są napoje mleczne: kakao, gorąca czekolada i różne rodzaje kaw. Smaczne są też drinki, zwłaszcza mojito i słodkie Mle (o smaku cukierków kukułek). We Wrocławiu można też zamówić Truskaweczki Popowickie i Miętusa z Krzyk (dla niewtajemniczonych: Popowice i Krzyki to nazwy wrocławskich osiedli). We wrocławskiej Mleczarni można też zjeść obfite śniadania (serwowane między 8.00 a 13.00, cena całego zestawu to ok. 15-18 zł), a w obu lokalach dostępne są tosty, zupy oraz domowe ciasta. W obu kawiarniach obowiązuje samoobsługa.


Mimo wielu podobieństw każda Mleczarnia ma trochę inny charakter. Krakowska Mle przycupnęła w jednej z bocznych uliczek żydowskiej dzielnicy Kazimierz. Ponoć w tym miejscu znajdowała się kiedyś prawdziwa mleczarnia, od której wzięła się nazwa kawiarni. Ponieważ lokal jest niewielki, w zimie jest tu spokojnie i przytulnie. Za to latem życie mleczarniane rozkwita po drugiej stronie ulicy Meiselsa, gdzie otwierany jest spory ogródek piwny. Można w nim zamówić większość specjałów serwowanych w kawiarni (oprócz mocnych alkoholi), a dodatkową atrakcją są świeżo wyciskane soki z sokowirówki. Ogromne drzewo rzuca przyjemny cień, a świeże kwiaty stojące w kankach na mleko przywodzą na myśl wakacje na wsi. Kuriozum krakowskiej Mle jest toaleta, w której świeci lampa z abażurem.


Wrocławska Mleczarnia jest znacznie większa i składa się z dwóch sal na parterze oraz dużej sali dla palących w piwnicy (otwarta od 17.00). Często odbywają się tu koncerty i pokazy. Letni ogródek znajduje się na podwórku, z którego można podziwiać świeżoodnowioną Synagogę pod Białym Bocianem, jednak ma on znacznie mniej uroku niż ogródek krakowski. Na szczęście wnętrze wrocławskiej Mle rekompensuje niedoskonałości ogródka, a jego ciekawostką jest przedwojenna pompa stojąca pomiędzy stolikami.




Obie Mleczarnie to idealne miejsca na randkę albo spotkanie z przyjaciółmi. Specyficzna atmosfera oraz smaczna kawa sprawiają, że bardzo często wracam do Mleczarni, zabierając ze sobą starych i nowych znajomych. Jak do tej pory, wszyscy oni ulegli urokowi Mle.

English version
Więcej zdjęć



Adres:
ul. Rabina Bera Meiselsa 20, Kraków
ul. Pawła Włodkowica 5, Wrocław

Strona www: mle.pl

niedziela, 12 lutego 2012

MAMMA MIA PO WŁOSKU

Włoską trattorię Mamma Mia poznałam dzięki moim znajomym J&J, którzy przychodzą tu świętować ważne wydarzenia w ich życiu. Przyjazna atmosfera, miła obsługa oraz włoskie dania w przystępnej cenie sprawiają, że jest to świetne miejsce na trochę bardziej uroczysty obiad albo randkę.


Restauracja mieści się w dwóch salach: frontowej (wejście od ulicy Karmelickiej) i głównej (wejście od podwórka). Sala główna jest nie tylko większa, ale ma też bardziej elegancki wystrój i przyjemniejszy klimat. Na nieotynkowanych, ceglanych ścianach wiszą stylowe zdjęcia z Włoch, a opalany drewnem piec do pizzy ociepla atmosferę (w przenośni i dosłownie). Uwagę przyciąga biblioteczka, na której wyeksponowano butelki win. Niestety wrażenie przytulności i elegancji psują trochę metalowe rury pod sufitem oraz zszarzałe obrusy na stołach.


Ze wszystkich potraw, które próbowałam w Mamma Mia, zdecydowanie najbardziej smakowała mi pizza. Pizza Napoli (25,50 zł), którą zamówiłam, miała cienkie, chrupiące ciasto i świeże dodatki. Także lekko przypalony calzone (24 zł), czyli rodzaj dużego pieroga zrobionego z ciasta na pizzę i wypełnionego serem, warzywami, albo mięsem, okazał się bardzo smakowity. 

 

Podczas jednej z wizyt w Mamma Mia postanowiłam spróbować nietypowego deseru i zamówiłam ciasto z sera ricotta z sosem figowym i orzeszkami piniowymi (9,50 zł). Rzeczywiście było to nietypowe danie... Od tej pory zawsze zamawiam coś bardziej tradycyjnego, jak tiramisu albo panna cotta. Pyszne tiramisu z Mamma Mia zainspirowało mnie do własnych eksperymentów kulinarnych. Polecam przepis na tiramisu z Kwestii Smaku, który jest bardzo prosty, ale efektowny.

 
Dzięki przyjaznej atmosferze Mamma Mia jest wyśmienitym miejscem na obiad rodzinny (dostępne są krzesełka dla małych dzieci). Można też wybrać jeden z bardziej kameralnych stolików i poczuć się jak na randce w romantycznej Italii. Ponieważ Mamma Mia jest jedną z najbardziej popularnych włoskich restauracji w Krakowie, radzę zamówić stolik dzień wcześniej. 

 
Adres: ul. Karmelicka 14, Kraków

czwartek, 2 lutego 2012

DYNIA RESTO BAR – TAJEMNICZY OGRÓD


Do Dyni wpadam najczęściej na kawę i zupę (oczywiście dyniową). Mimo że Dynia znajduje się niedaleko gwarnego Rynku Głównego, jest to zaciszne miejsce, w którym można się naprawdę zrelaksować. Zwłaszcza w letnim ogrodzie ukrytym na tyłach starych kamienic. 


Restauracja stawia na zdrowe jedzenie i serwuje sporo potraw z dyni oraz innych warzyw, ale znajdzie się tu też coś dla osób mięsożernych. Ja najbardziej lubię zupę dyniową i krem pomidorowy z fetą (7,50 zł za miseczkę zupy). Polecam też makarony, zwłaszcza spaghetti z kozim serem, bakłażanem, rukolą i suszonymi pomidorami (21,90 zł). Na deser można zamówić kawałek ciasta albo coś bardziej niecodziennego, jak crumble jabłkowe (9,90 zł).


Obsługa Dyni jest sympatyczna, chociaż czasami każe na siebie długo czekać. Dlatego jeżeli Wam się śpieszy, możecie złożyć zamówienie albo zapłacić rachunek bezpośrednio przy kasie. Dynia jest miejscem przyjaznym dzieciom. Oprócz specjalnego menu oraz krzesełka do karmienia, obsługa zapewnia kredki i kolorowanki.


Wewnętrzny ogród w dzień stanowi świetne miejsce na lunch ze znajomymi, a w letnie wieczory zamienia się w wymarzoną scenerię na romantyczną randkę. W ogrodzie panuje magiczna atmosfera spotęgowana przez świecące kule ukryte wśród paproci. Jeżeli akurat pada deszcz, możecie się tu schować pod ogromny parasolem i ogrzać się grzanym piwem albo czekoladą z rumem. Romantyczne przeżycia gwarantowane.


Adres: ul. Krupnicza 20, Kraków
Strona www: dynia.krakow.pl

English version 

sobota, 28 stycznia 2012

KOLANKO No 6 – NASTROJOWE NALEŚNIKI

Kolanko No 6 to jedna z moich ulubionych knajpek w Krakowie. Najpierw zaintrygowała mnie jej lekko makabryczna nazwa. Okazało się jednak, że Kolanko nawiązuje nie do ludzkiej anatomii, ale do sklepu hydraulicznego, który niegdyś mieścił się w tym miejscu.




Z ciekawości wybrałam się więc na Kazimierz, żeby sprawdzić, jak Kolanko (hydrauliczne) prezentuje się od środka i zostałam bardzo mile zaskoczona. Jest to przytulna knajpka, w której czas płynie inaczej. Także obsłudze, która z niczym się nie śpieszy. Dlatego najlepiej przyjść tu, kiedy ma się ochotę na spędzenie leniwego popołudnia lub wieczoru.


Zimą najprzyjemniej zaszyć się na zadaszonej werandzie, gdzie można się zrelaksować przy zapalonych świeczkach i nastrojowej muzyce. Latem kusi wewnętrzne patio, gdzie można na chwilę zapomnieć o upale i gwarze panujących na zewnątrz.



Oprócz miłej atmosfery Kolanko oferuje naleśniki z oryginalnym nadzieniem, takim jak wątróbka czy kaszanka. Są też bardziej tradycyjne smaki, np. szpinak i warzywa. Ja najbardziej lubię naleśniki ruskie oraz te na słodko: z masą budyniową i owocami. Podoba mi się, że można zamówić dowolną liczbę naleśników, a każdy może mieć inne nadzienie. Cena jednego naleśnika to ok. 6-8 zł.




Kolanko oferuje też całkiem niezłe herbaty liściaste, drinki oraz pyszną szarlotkę na ciepło z dodatkami. Mnie skusiła nazwa drinka bezalkoholowego Rozważna i Romantyczna, który okazał się bardzo smaczny, chociaż niezbyt duży (6,5 zł za ok. 170 ml).


Kolanko to doskonałe miejsce na różne okazje: romantyczną randkę (nastrojowa atmosfera przy świecach), spotkanie ze znajomymi (w lecie na patio można palić) albo rodzinny obiad (w restauracji są dostępne krzesełka dla dzieci). Polecam tym, którzy lubią klimatyczny wystrój połączony z niecodziennymi smakami.



Adres: ul. Józefa 17, Kraków
Strona www: www.kolanko.net

English version