Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lody. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lody. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 7 października 2014

LODZIARNIA TIFFANY (KRAKÓW) - PERSKIE LODY U TIFFANY'EGO


- Czy to jest w ogóle jadalne? - spytał mój znajomy, sceptycznie spoglądając na nasze lody szafranowe.
- Nie tylko jadalne, ale nawet bardzo smaczne. - odpowiedziałam. - Chociaż smakowałby jeszcze lepiej w połączeniu z jakimś innym, bardziej wyrazistym smakiem.


Siedzieliśmy na mojej ulubionej kamiennej ławce na Placu Szczepańskim, obserwując letni zmierzch zapadający nad Krakowem. Szum różnokolorowych strumieni wody wyrzucanych przez podświetlaną fontannę pod Pałacem Sztuki mieszał się z beztroskim gwarem dobiegającym z kawiarnianych ogródków. Obok mnie siedziała moja przyjaciółka EB, jedząc w zamyśleniu swoje lody o smaku perskiego szafranu i perskiej róży.



Kilka dni wcześniej odkryłam źródło tych wszystkich perskich przysmaków: niepozorną Lodziarnię Tiffany. Obsługiwał nas uśmiechnięty właściciel, który pochodzi z Iranu, skąd również sprowadza część składników do swoich lodów, m. in. szafran, różę, pistacje i kardamon. Lody są przygotowywane wyłącznie z naturalnych produktów i tak też smakują: świeżo i naturalnie. A w orzeźwiających lodach mango (które na szczęście nie miały nic wspólnego z okropnym, sztucznym aromatem spotykanym np. w jogurtach) czułam nawet kawałeczki świeżych owoców.



Jedna gałka kosztuje 3 albo 4 złote (w zależności od smaku), ale jest naprawdę spora. Miła obsługa, pyszne, naturalne lody i niecodzienne połączenia smaków zachęcają do kolejnych wizyt. Jedynym minusem jest nazwa, która żaden sposób nie kojarzy się z Bliskim Wschodem, a także niezbyt estetyczny wystrój lodziarni. Na szczęście zawsze można wyjść na zewnątrz i tak jak my usiąść na pobliskiej ławeczce, z której roztacza się piękny widok na Kamienicę Szołayskich, secesyjny budynek Teatru Starego i kolorową fontannę.

O moich innych ulubionych lodziarniach w Krakowie możecie przeczytać tutaj.

Adres: Plac Szczepański 7, Kraków (Stare Miasto)
Strona www: link


wtorek, 24 czerwca 2014

NAJEDZENI FEST LOKALNIE (22.06.2014, KRAKÓW ) - PIKNIKOWO


Festiwal Najedzeni Fest! w tę niedzielę był inny niż poprzednie. Kiedy dotarłam tam o 12.00, spodziewałam się już dzikich tłumów, które z reguły wypełniają festiwalowe sale Hotelu Forum w Krakowie. Tymczasem stosunkowo niewiele osób przechadzało się leniwie od stoiska do stoiska, a atmosfera panowała niemal piknikowa.


Bardzo mnie to ucieszyło, bo brak tłumów oznaczał, że nie trzeba było stać w kilometrowych kolejkach, a wystawcy mieli znacznie więcej czasu i siły na rozmowy z dociekliwymi klientami (takimi jak ja ;)).


Zaczęłam od spotkania ze znajomymi z Jedzenie jest piękne, którzy prowadzili foto-budkę jedzeniową. Z podziwem obserwowałam, jak dzięki wskazówkom Kamila i Ani oraz pomysłowości osób fotografujących z zaledwie kilku rekwizytów powstały piękne zdjęcia potraw (do obejrzenia tutaj).


Potem nadszedł czas na kawę. Mój wybór padł na znanego baristę Marcina Makiato Wójciaka. Zaparzona przez niego Etiopia była bardzo aromatyczna, intensywna w smaku i lekko kwaskowata. Nie jest to do końca moja gama smakowa, ale nie chciałam zagłuszać szlachetnego trunku tym, co zazwyczaj dodaję do kawy, czyli wielką ilością mleka i cukru.


Dlatego żeby zrównoważyć jej smak, kupiłam smażone lody na stoisku Korek 308 Resto & Art, które świetnie skomponowały się z kawową goryczką. Samo ciasto ryżowe smażone w czymś w rodzaju frytkownicy wydało mi się nieco zbyt nasączone tłuszczem, ale ukryte w nim lody były bardzo smaczne i – o dziwo – zimne. Ale prawdziwym zaskoczeniem były pyszne choć nietypowe sosy do lodów: truskawka z kolendrą, mięta z liściem limonki oraz piniowy z miodem. Wszystkie bardzo mi smakowały.


Postanowiłam też kupić na spróbowanie różne ciasta od wystawców, u których jeszcze nigdy nic nie jadłam. Mi najbardziej posmakował sernik pistacjowy od Chocola, a Mężowi tort z truskawkami od Uczty Babette (trzeba tylko było uważać na tłuczony pieprz, którym były ozdobione brzegi tortu :P). Bardzo smaczne okazały się też babeczki czekoladowe z truskawkami ze Słodkiego Kącika oraz tarta cytrynowa z bezą ze Słodkiej Manufaktury.


A na koniec czekała mnie miła niespodzianka: paczka od bardzo sympatycznej ekipy Art Food, czyli sklepu sprzedającego produkty tradycyjne z południa Europy. W paczce znajdowała się m. in. butelka portugalskiej oliwy oraz puszki z sardynkami, makrelą i tuńczykiem. Uwielbiam ryby i kuchnię śródziemnomorską, więc prezent okazał się strzałem w dziesiątkę. :)


Z festiwalu wyszłam z torbą wyładowaną portugalskimi przysmakami z Art Food, hummusem ze śliwką z Amamamusi, ekologicznymi truskawkami z Lokalne przysmaki oraz poczuciem miło spędzonego, piknikowego popołudnia. :)
Najedzeni Fest: www

PS. Relacje z poprzednich edycji Najedzeni Fest można przeczytać w zakładce „Festiwale”.

piątek, 20 czerwca 2014

MOJE RZYMSKIE WAKACJE, CZĘŚĆ 2: LODY CONTRA MLEKO BYKA


Oto druga część mojej opowieści o rzymskich wakacjach. 
Część 1 możecie przeczytać tutaj.


Żadna wizyta we Włoszech nie może się obyć bez zjedzenia prawdziwych włoskich gelati. Wybrałyśmy się więc do polecanej przez wszystkie przewodniki lodziarni Giolitti niedaleko Panteonu. Było to dość turystyczne miejsce, ale smak lodów wart był czekania w długiej, chaotycznej kolejce turystów z całego świata. Panowie za ladą z godnością nakładali wielkie gałki gelati, nie zważając na frenetyczny tłum spragniony lodowej rozkoszy. Lody czekoladowe i pistacjowe (z całymi pistacjami!) były absolutnie genialne. Za to pewnym rozczarowaniem były lody o smaku szampana, chociaż trzeba im przyznać, że rzeczywiście smakowały jak szampan. Tyle tylko że niezbyt smaczny.


Z ciekawszych rzeczy jadłam w Rzymie mozzarella di bufala, czyli ser z mleka bawołów, a nie – jak stwierdziła żartobliwie moja koleżanka – mleka byka. Skusiłam się też na owoc o tajemniczej nazwie nespola, który smakował trochę jak skrzyżowanie moreli z gruszką. Ciekawe, czy można go kupić gdzieś w Polsce?


Wracając do domu samochodem, zatrzymaliśmy się w jakimś toskańskim miasteczku, żeby zrobić zakupy jedzeniowe. Obkupiłam się wtedy włoskimi makaronami, pesto, oliwą i pysznymi toskańskimi ciasteczkami migdałowymi o nazwie cantucci. Cantucci są twarde jak sucharek, więc trzeba je maczać w kawie, herbacie, a najlepiej w toskańskim winie deserowym vin santo. Poniżej zdjęcie cantucci i vin santo zrobione przez moją przyjaciółkę, Jasmine, podczas jej wyjazdu do Pizy.


Ogólnie rzecz biorąc, Rzym zachwycił mnie swoją sztuką, kuchnią i miłą atmosferą. Najbardziej zakochałam się w spokojnej dzielnicy Zatybrze (Trastevere), w której dzieci beztrosko grały w piłkę nożną przed zabytkowym kościołem, włoskie mammy wieszały na sznurkach pranie, a życie toczyło się swoim niespiesznym rytmem.


Choć wiele zabytków poraża swoją wielkością i przepychem, nie czułam w Rzymie takiego zadęcia, jak na przykład w Paryżu. Po wąskich uliczkach spacerują zadowolone z życia psy ze swoimi eleganckimi właścicielami, w starożytnych ruinach mieszkają koty, a Forum Romanum pachnie świeżo skoszonym sianem. W mieście jest dużo zieleni, fontann i kraników z czystą źródlaną wodą, ponoć transportowaną z gór akweduktami.


Jednak nie wszystko w Rzymie było aż tak idealne. Oprócz tłumów kłębiących się przed najważniejszymi zabytkami, w spokojnym zwiedzaniu przeszkadzali mi handlarze obnośni, którzy nieustannie proponowali mi albo okulary słoneczne, albo parasole (w zależności od pogody, która co chwilę drastycznie się zmieniała). Po jakimś czasie zaczęłam się bać, że otworzę lodówkę w hotelu, a z niej wyskoczy handlarz, krzyczący „Ombrello!” i wymachujący mi parasolką przed nosem. :P


Na dodatek przekonałam się, że we Włoszech nie wszystko, co wygląda smacznie, rzeczywiście takie jest. Te pyszne cupcakes, które widzicie na zdjęciu poniżej, to... kule do kąpieli. Na szczęście ich mydlany zapach ostrzegł mnie, zanim zdążyłam ich spróbować. ;)

Lodziarnia Giolitti, Via Uffici del Vicario 40, Rzym, www



PS. O moich innych wojażach kulinarnych możecie przeczytać w zakładce „Podróże” na górze strony. :)

niedziela, 18 sierpnia 2013

LODY, LODY DLA OCHŁODY - NAJLEPSZE LODZIARNIE W KRAKOWIE

W Krakowie lodziarni jest pod dostatkiem i chyba każdy mieszkaniec ma swoją ulubioną. Ja mam aż trzy. :) Ale jeżeli uważacie, że jakąś pominęłam, to dajcie znać - będę mieć świetną wymówkę, żeby wybrać się kolejną porcję lodów. ;)

LODY NA STAROWIŚLNEJ - PAN TU NIE STAŁ


Jeżeli idąc ulicą Starowiślną na Kazimierzu zobaczycie kilometrową kolejkę, to nie oznacza, że wrócił poprzedni ustrój, w którym wszystko było sprzedawane na kartki. To po prostu kolejka do kultowej już pracowni cukierniczej Stanisława Sargi, która sprzedaje pyszne, mleczne lody (2,50 zł / gałka) z kawałkami prawdziwych owoców i bakalii.

Dzięki czekaniu w kolejce, wzrasta apetyt, więc lody smakują jeszcze lepiej. Raz popełniłam błąd, jadąc tam w poniedziałkowy poranek, i lody dostałam praktycznie od ręki. Niestety nie smakowały już tak dobrze jak po pół godzinie czekania w kolejce pełnej innych lodożerców, choć i tak były pyszne...

Adres: ul. Starowiślna 83, Kraków, Kazimierz
Strona www: www.facebook.com/LodyStarowislna

LODY TRADYCYJNE NA ZWIERZYNIECKIEJ - PYSZNIE I BEZ KOLEJKI



Podobny smak lodów jak na Starowiślnej można dostać także na Zwierzynieckiej, niedaleko Filharmonii. W niewielkim lokalu można kupić kilka podstawowych, ale za to przepysznych smaków lodowych (2,20 zł / gałka). Ja uwielbiam najbardziej lody czekoladowe z kawałkami czekolady oraz bakaliowe pełne chrupiących orzeszków i rodzynek. Przyznam szczerze, że brak kolejki, niższa cena oraz ciekawszy smak lodów daje Zwierzynieckiej dużą przewagę nad Starowiślną. Czyżby pozycja kultowych lodów była zagrożona? :)


Adres: ul. Zwierzyniecka 3, Kraków, Stare Miasto
Strona www: www.facebook.com/lodytradycyjne


LODZIARNIA DONIZETTI NA ŚW. MARKA - WŁOSKIE GELATO 



Donizetti na św. Marka to jedna z najmłodszych lodziarni Krakowa, otwarta zaledwie latem tego roku. Trafiłam na nią przez przypadek, spacerując z psem po uliczkach Starego Miasta. Do wejścia zachęciła mnie informacja na szybie, że lody są robione tylko z naturalnych produktów, a do tego bez dodatku białego cukru. 


Również smaki proponowane przez tę włoską lodziarnie są dość nietypowe, np. po raz pierwszy w życiu jadłam lody o smaku gianduja (włoska czekolada z masą z orzechów laskowych) czy lody pistacjowe, które były słodko-słone, dokładnie tak jak prażone pistacje. Od tej pory sztuczne, przesłodzone smaki pistacji w wielu innych lodziarniach zupełnie do mnie nie przemawiają. Jedna gałka w Donizettim kosztuje co prawda aż 3 zł, ale moim zdaniem warto je wydać. Zwłaszcza że lody są podawane w ślicznym i smacznym wafelku w kształcie tulipana. :)

Adres: ul. Św. Marka 23, Kraków, Stare Miasto



Wybreda na facebooku = więcej zdjęć
Read it in English! 


A na zakończenie proponuję amerykańską piosenkę, oczywiście o lodach. :)