Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kraków. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kraków. Pokaż wszystkie posty

sobota, 7 czerwca 2014

CO ROBIĆ I JEŚĆ LATEM W MAŁOPOLSCE?


Jeżeli lubicie różnego rodzaju imprezy kulinarne i planujecie tego lata być w Krakowie lub okolicach, to zachęcam Was do zajrzenia do nowej zakładki na moim blogu: Kalendarium - lato 2014.





Już jutro (8.06.2014 r.) w Wieliczce odbędzie się Święto Soli oraz otwarcie X Małopolskiego Festiwalu Smaku, a w Krakowie planowany jest piknik rowerowy. Praktycznie w każdy weekend lata coś się będzie działo, więc na pewno każdy miłośnik jedzenie znajdzie coś dla siebie. Polecam! :)





PS. Zdjęcia zrobiłam podczas zeszłorocznych edycji festiwali, o których można poczytać tutaj.

niedziela, 6 kwietnia 2014

NAJEDZENI FEST! SLOW FOOD (KRAKÓW 6. 04. 2014) – FESTIWAL ŻYCZLIWOŚCI?


Jadąc dzisiaj na Najedzeni Fest! Slow Food, zastanawiałam się, dlaczego właściwie tak bardzo lubię ten festiwal? Jest na nim zawsze tłoczno i gwarno, ciągle coś się dzieje, każdy próbuje dostać najlepsze kąski, a w salach Hotelu Forum przeciskają się blogerzy z aparatami, dzieci, psy oraz reszta wygłodniałej populacji Krakowa i okolic. Jako osoba nieznosząca tłumów, powinnam omijać to miejsce szerokim łukiem. A mimo to wracam na praktycznie każdą edycję festiwalu. Dlaczego?


Myślę, że odpowiedzią jest jedno słowo: życzliwość. Choć na Najedzeni Fest! przychodzą tłumy, to wydaje mi się, że są to tłumy życzliwe. Obcy ludzie uśmiechają się do siebie, wymieniają uwagami na temat potraw, jedząc przy wspólnym stole na tarasie albo czekając cierpliwie w niekiedy naprawdę długich kolejkach. Spontanicznie nawiązują się nowe znajomości, nawet jeżeli trwają one tylko przez kilka minut wspólnego degustowania kozich serów czy wina.


Dla mnie dodatkową zaletę stanowi fakt, że na Najedzeni Fest! zawsze spotykam starych znajomych, do których należy grono zaprzyjaźnionych już wystawców, jednak za każdym razem odkrywam też coś nowego.


Paweł i Grzesiek z Gotowanie z Pasją serwują zawsze pyszne tarty, a ich dzisiejsza tarta z mielonym schabem i gałką muszkatołową była małym arcydziełem! :)


Do HummusAmamamusi była spora kolejka, ale na szczęście w końcu udało mi się kupić hummus z wędzoną śliwką czyli suską sechlońską. Okazał się tak dobry, że zniknął niemal natychmiast po przyniesieniu go do domu.


Fattorie DelDuca zawsze przyciąga mnie swoimi włoskimi serami, a dzisiaj także polsko-włoskimi pierożkami, które miały ciasto jak na polskie pierogi, a farsz był włoski.


Ponieważ dzisiejsza edycja była poświęcona głównie slow food, nie brakowało stoisk ze swojskimi twarogami, oscypkami, chlebem czy nawet jajkami, ale mnie najbardziej zafascynowały proziaki (nie mylić z prosiakami :P). Okazało się, że jest to tradycyjne pieczywo z Podkarpacia wypiekane na sodzie (zwanej gwarowo „prozą” - stąd ich nazwa). Posmarowane masłem czosnkowym smakowały wybornie.


Prawdziwą bombą smakową (i kaloryczną?) okazały się ciasta z nieznanej mi do tej pory Bomby na Placu. Sernik z białą czekoladą i z polewą z matcha (japońską zieloną herbatą) bardziej przypadł do gustu Gosi, za to ja nie mogłam oderwać się od ciasta z kaszy jaglanej i pomarańczy.


Bardzo ciekawie prezentowało się też stoisko z portugalskimi specjałami art food, na którym podawano m. in. apetycznie wyglądającą kiełbasę chouriço. Nad stoiskiem sprawował pieczę uroczy symbol Portugalii, Kogut z Barcelos (na pierwszym zdjęciu).


Nie wiem, czy organizatorzy Najedzeni Fest! dodają czegoś (prozacu? :P) do jedzenia, czy może to po prostu wpływ sympatycznej atmosfery, ale zawsze wychodzę z ich festiwalu odrobinkę szczęśliwsza. Mam tylko nadzieję, że w miarę rozrastania się eventu, nie zatraci on tego, co w nim najcenniejsze - życzliwości.


Strona eventu: tutaj

niedziela, 23 marca 2014

PIES W RESTAURACJI – RAZEM CZY OSOBNO?

Photo source
Jako właścicielka psa często mam dylemat – czy wziąć naszą suczkę do restauracji, czy zostawić ją w domu? Problem pojawia zwłaszcza, gdy chcemy coś zjeść w czasie spaceru w centrum miasta albo w czasie wakacji, kiedy zostawienie psa w domu czy hotelu - albo co gorsza, w przegrzanym samochodzie - nie wchodzi w grę. Co zrobić w takiej sytuacji?

Photo source
Wiem, że temat jest dość kontrowersyjny – sama spędziłam wiele godzin dyskutując ze sceptycznie nastawionymi znajomymi. Moim zdaniem pies – jeżeli jest tylko regularnie szczepiony i odrobaczany – nie stanowi zagrożenia dla zdrowia restauracyjnych gości. Gdyby było inaczej, wszyscy właściciele psów, którzy mają przecież większy kontakt ze swoimi pupilami niż obca osoba siedzącą przy sąsiednim stoliku, cierpieliby na jakieś straszne choroby odzwierzęcy. A zapewniam Was, że tak nie jest – zarówno moja rodzina, jak i wszyscy znajomi właściciele psów są całkowicie zdrowi (badania pokazują nawet, że posiadanie psa zmniejsza ryzyko alergii oraz depresji).

Photo source

Krajem, który wydał mi się najbardziej przyjazny psom, są Czechy. Tam razem z naszą kilkumiesięczną suczką mogliśmy wejść praktycznie wszędzie, a sympatyczni Czesi zatrzymywali się na ulicy, żeby przyjrzeć się naszej „hezkej kamarádce” (dosłownie „ślicznej koleżance” ;)). Siedząc spokojnie w specjalnej torbie podróżnej, nasz piesek zwiedzał razem z nami czeskie zamki i pałace, wszędzie witany miłymi uśmiechami przewodników i innych zwiedzających. Co ciekawe, w sąsiedniej Słowacji nie spotkaliśmy się już z taką życzliwością. Gdy wsiedliśmy do tramwaju w Bratysławie, natychmiast podszedł do nas motorniczy i z groźną miną spytał: „Kde máte košík?” Ponieważ nie mieliśmy ani koszyka, ani nawet naszej podróżnej torby, musieliśmy wziąć psa na ręce i stanąć grzecznie na końcu tramwaju.

Photo source
A co z Polską? Czy można bez problemu zabrać psa do polskich lokali? Myślę, że jak najbardziej – jednak wszystko zależy od psa i od restauracji. Nie wszystkie czworonogi są przyzwyczajone do gwaru i zgiełku panującego w zatłoczonych miejscach publicznych. Można je oczywiście stopniowo z tym oswajać, ale jeżeli pies jest wyjątkowo strachliwy lub agresywny, może lepiej nie narażać go na dodatkowy stres? Na szczęście nasza suczka jest już tak przyzwyczajona do wspólnych wyjść, że po wstępnym obwąchaniu nowego miejsca, kładzie się spokojnie pod stołem i zasypia. Tak więc często goście nawet nie wiedzą, że tuż obok leży mały czworonóg. Podobnie zachowywały się wszystkie inne psy, które do tej spotkaliśmy w krakowskich kawiarniach i restauracjach.

Photo source

Jedyny wyjątek stanowił pewien maltańczyk, który głośno szczekał, wchodził łapami na stół, a na koniec obsikał mi torbę. Jednak to, co mnie najbardziej zszokowało, to nie zachowanie psa, ale reakcja – a raczej jej całkowity brak – właścicielki. Myślę, że tak niewychowane psy (razem ze swoimi równie niewychowanymi właścicielami) powinny zostać w domu.

Photo source

Ponieważ nie wszystkie restauracje są otwarte dla czworonogów, zawsze wolę zadzwonić i upewnić się, czy dana knajpka jest „psiolubna”. Na szczęście coraz więcej lokali nie tylko pozwala na wizyty z psem, ale często nawet przynosi miskę świeżej wody dla pupila. Dlatego razem z Kasią z bloga Jak wychowac szczesliwego psa postanowiłyśmy stworzyć krakowską bazę knajp przyjaznych psom (link do bazy). W związku z tym mam do Was ogromną prośbę: jeżeli znacie jakieś fajne miejsca w Krakowie i okolicy, gdzie psy i ich właściciele są mile widziani, dajcie znać. Mam nadzieję, że nasza baza pozwoli nam wszystkim połączyć przyjemne z pożytecznym – spacer z psem i miłą wizytę w restauracji. :)

Photo source
PS. Wyjątkowo nie jestem autorką żadnych zdjęć w tym wpisie. Wszystkie obrazki zostały znalezione w internecie, a link do źródła znajduje się pod każdym z nich.

niedziela, 16 marca 2014

MAŁE NAJEDZENI FEST! KIPI KASZA, KIPI GROCH (KRAKÓW) - FOTORELACJA



Kipi kasza, kipi groch. 
Lepsza kasza niż ten groch. 
Bo od grochu boli brzuch, 
A od kaszy człowiek zdrów.


To od tego wierszyka wziął swoją nazwę mini-festiwal kulinarny Małe Najedzeni Fest! Kipi kasza, kipi groch, który odbył się dzisiaj w Coffee Proficiency na krakowski Zabłociu. Jak sugeruje jego nazwa, na festiwalu nie zabrakło kasz w różnej postaci - od gryczanej, przez jaglan, aż po kaszę mannę - oraz warzyw strączkowych: fasoli, cieciorki, soczewicy i oczywiście grochu.


Coffee Proficiency, w której odbył się festiwal, to ciekawa postindustrialna hala, w której króluje metalowa antresola, blacha falista oraz tajemnicze maszyny do palenia kawy. Nie jest to na pewno kawiarnia na romantyczną randkę, ale jako oprawa dla gwarnego, energetyzującego festiwalu - Coffee Proficiency okazała się strzałem w dziesiątkę.


Na festiwalu spotkałam kilku znajomych, między innymi duet blogowy Gotowanie z Pasją. Panowie jak zwykle serwowali swoje pyszne tarty, dopasowane tematycznie do eventu. Wzięliśmy na wynos ich tartę z kaszy jaglanej, kurczaka curry i czarnych oliwek, która po podgrzaniu w piekarniku okazała się absolutnie przepyszna.


Podobała mi się też ich dbałość o zasady higieny. Jedzenie kroił i serwował Paweł, używając do tego specjalnych rękawiczek przystosowanych do kontaktu z jedzeniem, a Grzesiek zajmował się pięniędzmi. W ten sposób żadna bakteria z brudnych monet i banknotów nie miała prawa przedostać się do jedzenia. :)


Skusiliśmy się też na pyszny hummus (pasta z cieciorki, pasty tahini, czosnku, soku z cytryny i oliwy) z Hummus Amamamusi


Był to jeden z najlepszych hummusów, jakie w życiu jadłam - delikatny, kremowy, z ciekawym posmakiem (czyżby kuminu?). 


Ciekawy w smaku okazał się też lekko słodkawy wegański smalec z fasoli przygotowany przez Jadalnię.


Z zupełnie innej bajki, ale równie smaczne były wypieki z różnymi kaszami zrobione przez Book me a Cookie. Myślę, że zastąpienie mąki kaszą jest świetnym i zdrowym pomysłem. :)


To wszystko popiliśmy pyszną, aromatyczną kawą przygotowywaną przez gospodarzy, czyli Coffee Proficiency. Kawa miała bogaty smak kojarzący mi się z dobrą gorzką czekoladą. A na zdjęciu barista-artysta, który malował serduszka mlekiem. :)


Najedzeni Fest! jak zwykle okazał się świetnym festiwalem, dobrze zorganizowanym, pełnym pozytywnej energii i pysznego jedzenia. Miejmy tylko nadzieję, że - inaczej niż w tytułowym wierszyku - nikogo potem nie rozbolał brzuch. ;)



Strona www: tutaj
Strona wydarzenia: tutaj

czwartek, 6 marca 2014

WARSZTATY MAKARONÓW W RESTAURACJI PIRI PIRI (KRAKÓW)


Włoskie makarony są genialne. Wystarczą 3-4 dobre składniki, 15 minut przygotowań i pyszne, pożywne danie jest gotowe. Dlatego ucieszyłam się, gdy w zeszłym tygodniu mogłam razem z Gosią uczestniczyć w darmowych warsztatach „Bądź Fit z restauracją Piri Piri – Makarony”.


Warsztaty prowadził bardzo sympatyczny pan Maciej Wawryniuk, doradca kulinarny firmy Kamis. Razem z kilkoma innymi kucharzami gotował na naszych oczach przeróżne potrawy z makaronów, przy okazji udzielając nam praktycznych wskazówek.


Oto kilka rad, które zapadły mi w pamięć:

1. Kształt i rodzaj makaronu musi pasować do sosu. Np. popularne w Polsce spaghetti nie pasuje do wszystkich smaków, więc warto sięgać także po inne makarony, takie jak penne (wł. pióra), fettuccine (wł. małe wstążki) czy farfalle (wł. motyle, w Polsce zwane kokardkami).

2. Makaron trzeba gotować w dużej ilości wody, żeby się nie posklejał. Wtedy nie trzeba będzie dodawać do gotowania oleju albo oliwy, co jest uważane przez wielu Włochów za karygodny błąd (o czym kiedyś przekonałam się na własnej skórze, mieszkając w akademiku z rodowitą Włoszką ;)).

3. Zawsze trzeba dodawać makaron do sosu, a nie na odwrót. Makaron może być lekko niedogotowany, bo dojdzie jeszcze w sosie.


Na warsztatach próbowaliśmy kilkunastu potraw. Porcje do degustacji były niewielkie, a do tego często dzielone na 2 lub więcej osób przy stoliku, jednak ponieważ było ich aż tak wiele, można było się najeść.


Warsztaty były tak naprawdę przeglądem najbardziej popularnych włoskich dań z makaronów, które bez problemu można zrobić samemu w domu. Najbardziej smakowały mi: czarny makaron z krewetkami, makaron z pesto oraz puttanesca, którą sama często robię w domu, a najmniej – sos na bazie masła ze szparagami i szynką oraz domowy makaron, który wyszedł nieco kluchowaty (może za krótko schnął?).



Poniżej możecie znaleźć kilka potraw, które zainspirowały mnie do własnych poszukiwań kulinarnych. :)


Spaghetti aglio e olio (wł. spaghetti z czosnkiem i oliwą) – klasyk kuchni włoskiej, tylko trzy składniki: oliwa, czosnek, ostra papryczka. Niestety nie udało nam się go spróbować, ale wyglądało całkiem apetycznie.


Puttanesca (wł. hmm... pani lekkich obyczajów) – pomidory, kapary, anchois, oliwki. Nie trzeba dodawać soli, bo kapary i anchois są już wystarczająco słone. Ja zamiast oliwek zielonych dodaję czarne. Pyszne! :)


Sos śmietanowy z prawdziwkami – pachniał obłędnie, ale nasz stolik niestety się na niego nie załapał. :(



Primavera (wł. wiosna) – mieszanka warzyw (o tej porze roku niestety mrożonych) z parmezanem. Według niektórych przepisów można dodać także śmietanę lub kawałki kurczaka.


Arrabbiata (wł. wściekła) – czosnek, pomidory, ostre papryczki. Baaardzo pikantne danie, więc na wszelki wypadek wolałyśmy go nie próbować. ;)


Czarny makaron z krewetkami - czarny makaron (swój kolor zawdzięcza sepii, czyli wydzielinie żyjątek morskich zwanych mątwami. Pyszny sam w sobie :)), suszone pomidory, czosnek, chrupiące krewetki. To była zdecydowanie jedna z najlepszych potraw, jakich próbowałyśmy. :)


Pasta alla Norma (nazwa pochodzi od opery „Norma” Vincenza Belliniego) – pomidory, bakłażan, twardy ser ricotta (zastąpiony na warsztatach parmezanem) i bazylia. Lubię połączenie bakłażana z pomidorami.


Makaron z zielonym pesto – orzeszki pinii, świeża bazylia, czosnek, oliwa, parmezan – blendujemy i voilà! Żeby uzyskać czerwone pesto, wystarczy dodać suszone pomidory. Domowe pesto wychodzi dość drogo (orzeszki pinii kosztują ok. 100 zł / kg), ale jest o niebo lepsze niż kupne. Proste i pyszne. :)


Adres: Piri Piri, ul. Na Błoniach 7, Kraków (okolice Błoń)
Strona www: piri.krakow.pl
Strona wydarzenia: tutaj