Jeszcze jutro (25.08. 2013 r.) możecie wybrać się 9. Małopolski Festiwal Smaku na krakowskim Kazimierzu. Ponieważ tematem przewodnim są tradycyjne wyroby z całej Małopolski, na Festiwalu królują chleby na zakwasie, tradycyjne kiełbasy i wędliny, miody oraz oczywiście oscypki. Ja skusiłam się na lody wiśniowe na maślance, które miały niecodzienny, rzeczywiście mocno maślankowy smak. :)
Festiwal polecam wszystkim, którzy chcieliby poznać lokalne przysmaki z Krakowa i okolic. :>
W Krakowie lodziarni jest pod
dostatkiem i chyba każdy mieszkaniec ma swoją ulubioną. Ja mam aż
trzy. :) Ale jeżeli uważacie, że jakąś pominęłam, to dajcie znać
- będę mieć świetną wymówkę, żeby wybrać się kolejną porcję
lodów. ;)
LODY NA STAROWIŚLNEJ - PAN TU NIE STAŁ
Jeżeli idąc ulicą Starowiślną na
Kazimierzu zobaczycie kilometrową kolejkę, to nie oznacza, że
wrócił poprzedni ustrój, w którym wszystko było sprzedawane na
kartki. To po prostu kolejka do kultowej już pracowni cukierniczej
Stanisława Sargi, która sprzedaje pyszne, mleczne lody (2,50 zł /
gałka) z kawałkami prawdziwych owoców i bakalii.
Dzięki czekaniu w kolejce, wzrasta
apetyt, więc lody smakują jeszcze lepiej. Raz popełniłam błąd, jadąc tam w poniedziałkowy poranek, i lody dostałam
praktycznie od ręki. Niestety nie smakowały już tak dobrze jak po
pół godzinie czekania w kolejce pełnej innych lodożerców, choć
i tak były pyszne...
LODY TRADYCYJNE NA ZWIERZYNIECKIEJ - PYSZNIE I BEZ KOLEJKI
Podobny smak lodów jak na Starowiślnej można dostać także na Zwierzynieckiej, niedaleko Filharmonii. W niewielkim lokalu można kupić kilka podstawowych, ale za to przepysznych smaków lodowych (2,20 zł / gałka). Ja uwielbiam najbardziej lody czekoladowe z kawałkami czekolady oraz bakaliowe pełne chrupiących orzeszków i rodzynek. Przyznam szczerze, że brak kolejki, niższa cena oraz ciekawszy smak lodów daje Zwierzynieckiej dużą przewagę nad Starowiślną. Czyżby pozycja kultowych lodów była zagrożona? :)
Donizetti na św. Marka to jedna z
najmłodszych lodziarni Krakowa, otwarta zaledwie latem tego roku.
Trafiłam na nią przez przypadek, spacerując z psem po uliczkach
Starego Miasta. Do wejścia zachęciła mnie informacja na szybie, że
lody są robione tylko z naturalnych produktów, a do tego bez
dodatku białego cukru.
Również smaki proponowane przez tę
włoską lodziarnie są dość nietypowe, np. po raz pierwszy w życiu
jadłam lody o smaku gianduja (włoska czekolada z masą z orzechów
laskowych) czy lody pistacjowe, które były słodko-słone,
dokładnie tak jak prażone pistacje. Od tej pory sztuczne,
przesłodzone smaki pistacji w wielu innych lodziarniach zupełnie do
mnie nie przemawiają. Jedna gałka w Donizettim kosztuje co prawda
aż 3 zł, ale moim zdaniem warto je wydać. Zwłaszcza że lody są
podawane w ślicznym i smacznym wafelku w kształcie tulipana. :) Adres: ul. Św. Marka 23, Kraków,
Stare Miasto
„Życie jest jak pudełko czekoladek
- nigdy nie wiesz, co ci się trafi”. Pamiętacie ten nieco
wyświechtany cytat z Forresta Gumpa? To on właśnie przyszedł mi
do głowy, gdy w słoneczne sobotnie popołudnie wybrałam się na obiad
do restauracji Bombonierka na krakowskim Kazimierzu, tuż obok mojej
ukochanej Mleczarni.
Po słodkobrzmiącej nazwie
spodziewałam się różowego, rokokowego wystroju pełnego kokardek
i falbanek. Nic bardziej mylnego. Bombonierka jest urządzona w stylu
nowoczesnego etno, przypominającym trochę nowe sale krakowskiego
muzeum etnograficznego. Ściany ozdobione są motywem ludowych
wycinanek oraz wirujących tancerek w kwiecistych spódnicach. Z lamp
zwisają dziergane obrusiki, a na drzwiach oddzielających
restaurację od zaplecza straszy wizerunek ponurych chłopów
ubranych w tradycyjne stroje krakowskie.
Z takim wnętrzem najlepiej
współgrałaby jakaś energiczna muzyka folk w stylu Kapeli ze Wsi Warszawa
czy chociażby Zakopower, ale tu kolejne zaskoczenie - z głośników
prawie cały czas rozbrzmiewał „sułtan polskiej piosenki”,
czyli Krzysztof Krawczyk, przeplatany biesiadnymi hitami Kayah i
Bregović. Jeżeli właścicielom Bombonierki zależało na
stworzeniu przaśnego, swojskiego klimatu muzycznego - to im się
udało...
Ale największą niespodzianką- tym
razem bardzo pozytywną - było jedzenie. Co prawda w menu królują
mięsiwa i ryby w różnej postaci, więc wegetarianie mogą mieć
dość ograniczony wybór, ale za to dania, które wybraliśmy, były
absolutnie przepyszne. Pierś z kurczaka w sosie kurkowym (19 zł)
rozpływała się w ustach, podobnie jak pysznie doprawione ziemniaki
z patelni (5 zł). W polędwiczkach wieprzowych z grilla w sosie
borowikowym (28 zł) chrupały kawałki prawdziwych grzybów leśnych,
a ziemniaki z pieca były polane wyrazistym sosem czosnkowym (6 zł).
Na deser skusiłam się na wyborny Deser z bombonierki (14 zł),
czyli mocno czekoladowe ciasto ozdobione świeżymi owocami i bitą
śmietaną. Mniam. :)
Na początku w Bombonierce rozczarował mnie trochę brak spójności nazwy, wystroju i muzyki, ale świetne
jedzenie sprawiło, że wszystkie moje zastrzeżenia zeszły na
dalszy plan. Muszę przyznać, że był to jeden najlepszych obiadów,
jakie ostatnio jadłam w Krakowie. Polecam Bombonierkę na spotkania
z rodziną lub znajomymi, zwłaszcza z tymi, którzy lubią zjeść
polskie potrawy w nietypowej odsłonie.
A na deser proponuję piosenkę Basi
Stępniak i Grzegorza Turnaua o bombonierce. :)
Wiele osób zna klubo-kawiarnię Mleczarnia, ale nie wszyscy wiedzą, że Mleczarnie są dwie: jedna w Krakowie, a druga we Wrocławiu. Obie charakteryzują się staroświeckim wystrojem i tajemniczym klimatem. Na ścianach wiszą czarno-białe zdjęcia z czasów naszych pradziadków, stoły są przykryte koronkowymi serwetami, a meble wyglądają jakby zostały właśnie wyciągnięte ze strychu. Wieczorami jedynym źródłem światła są świece, co z jednej strony buduje romantyczną atmosferę, ale z drugiej dostarcza dodatkowych emocji przy chodzeniu po nierównej podłodze.
Menu obu Mleczarń jest podobne, chociaż występują pewne różnice regionalne. Jak sama nazwa wskazuje, ich specjalnością są napoje mleczne: kakao, gorąca czekolada i różne rodzaje kaw. Smaczne są też drinki, zwłaszcza mojito i słodkie Mle (o smaku cukierków kukułek). We Wrocławiu można też zamówić Truskaweczki Popowickie i Miętusa z Krzyk (dla niewtajemniczonych: Popowice i Krzyki to nazwy wrocławskich osiedli). We wrocławskiej Mleczarni można też zjeść obfite śniadania (serwowane między 8.00 a 13.00, cena całego zestawu to ok. 15-18 zł), a w obu lokalach dostępne są tosty, zupy oraz domowe ciasta. W obu kawiarniach obowiązuje samoobsługa.
Mimo wielu podobieństw każda Mleczarnia ma trochę inny charakter. Krakowska Mle przycupnęła w jednej z bocznych uliczek żydowskiej dzielnicy Kazimierz. Ponoć w tym miejscu znajdowała się kiedyś prawdziwa mleczarnia, od której wzięła się nazwa kawiarni. Ponieważ lokal jest niewielki, w zimie jest tu spokojnie i przytulnie. Za to latem życie mleczarniane rozkwita po drugiej stronie ulicy Meiselsa, gdzie otwierany jest spory ogródek piwny. Można w nim zamówić większość specjałów serwowanych w kawiarni (oprócz mocnych alkoholi), a dodatkową atrakcją są świeżo wyciskane soki z sokowirówki. Ogromne drzewo rzuca przyjemny cień, a świeże kwiaty stojące w kankach na mleko przywodzą na myśl wakacje na wsi. Kuriozum krakowskiej Mle jest toaleta, w której świeci lampa z abażurem.
Wrocławska Mleczarnia jest znacznie większa i składa się z dwóch sal na parterze oraz dużej sali dla palących w piwnicy (otwarta od 17.00). Często odbywają się tu koncerty i pokazy. Letni ogródek znajduje się na podwórku, z którego można podziwiać świeżoodnowioną Synagogę pod Białym Bocianem, jednak ma on znacznie mniej uroku niż ogródek krakowski. Na szczęście wnętrze wrocławskiej Mle rekompensuje niedoskonałości ogródka, a jego ciekawostką jest przedwojenna pompa stojąca pomiędzy stolikami.
Obie Mleczarnie to idealne miejsca na randkę albo spotkanie z przyjaciółmi. Specyficzna atmosfera oraz smaczna kawa sprawiają, że bardzo często wracam do Mleczarni, zabierając ze sobą starych i nowych znajomych. Jak do tej pory, wszyscy oni ulegli urokowi Mle.
Kolanko No 6 to jedna z moich ulubionych knajpek w Krakowie. Najpierw zaintrygowała mnie jej lekko makabryczna nazwa. Okazało się jednak, że Kolanko nawiązuje nie do ludzkiej anatomii, ale do sklepu hydraulicznego, który niegdyś mieścił się w tym miejscu.
Z ciekawości wybrałam się więc na Kazimierz, żeby sprawdzić, jak Kolanko (hydrauliczne) prezentuje się od środka i zostałam bardzo mile zaskoczona. Jest to przytulna knajpka, w której czas płynie inaczej. Także obsłudze, która z niczym się nie śpieszy. Dlatego najlepiej przyjść tu, kiedy ma się ochotę na spędzenie leniwego popołudnia lub wieczoru.
Zimą najprzyjemniej zaszyć się na zadaszonej werandzie, gdzie można się zrelaksować przy zapalonych świeczkach i nastrojowej muzyce. Latem kusi wewnętrzne patio, gdzie można na chwilę zapomnieć o upale i gwarze panujących na zewnątrz.
Oprócz miłej atmosfery Kolanko oferuje naleśniki z oryginalnym nadzieniem, takim jak wątróbka czy kaszanka. Są też bardziej tradycyjne smaki, np. szpinak i warzywa. Ja najbardziej lubię naleśniki ruskie oraz te na słodko: z masą budyniową i owocami. Podoba mi się, że można zamówić dowolną liczbę naleśników, a każdy może mieć inne nadzienie. Cena jednego naleśnika to ok. 6-8 zł.
Kolanko oferuje też całkiem niezłe herbaty liściaste, drinki oraz pyszną szarlotkę na ciepło z dodatkami. Mnie skusiła nazwa drinka bezalkoholowego Rozważna i Romantyczna, który okazał się bardzo smaczny, chociaż niezbyt duży (6,5 zł za ok. 170 ml).
Kolanko to doskonałe miejsce na różne okazje: romantyczną randkę (nastrojowa atmosfera przy świecach), spotkanie ze znajomymi (w lecie na patio można palić) albo rodzinny obiad (w restauracji są dostępne krzesełka dla dzieci). Polecam tym, którzy lubią klimatyczny wystrój połączony z niecodziennymi smakami.